Krzysztof "Johnson" Jurkiewicz / Formacja
Do abordażu!
Historia abordażu i kilku innych przygód
Z niderlandzkiego wzięta brygu.
Wełtawski port już cały tonie
W fioletach zachodzących słońc,
Tu burta w burtę statki stoją
Ze wszystkich znanych świata stron:
Hiszpan o niderlandzką burtę
Na drobnej fali cicho tarł,
Piszczały smutne odbijacze,
Gdy rudy Mick do wody szczał.
Dumny albatros pod obłokiem
Na wiatry podał skrzydeł biel,
Gdy rudy Mick zakrzyknął z burty:
"Cholerny ptak! Obesrał mnie!"
I Hiszpan musiał to usłyszeć,
Już mu kordelas w dłoni lśni:
"Nie będą nam tu albatrosa
obrażać niderlandzkie psy!"
(Bo trzeba wiedzieć wam dziewczęta
i wy żeglarze z różnych stron,
że Hiszpan broni albatrosa
zawsze i wszędzie, po sam zgon!)
Holender nie jest ornitolog
Co mu albatros jakiś..., lecz
Nie będzie mu wygrażać bronią,
Ani go lżyć hiszpański śmieć.
I dla nich śmierć albo zwycięstwo,
Podmorski grób lub tłusty pryz,
Lecz póki co na kordzie ręka-
Poczują gniew hiszpańskie psy!
(Znowu te psy, lecz proszę zważyć
i wszystkich tu na świadków zwę:
"psy" jakoś lepiej się rymują
niż: jeleń, borsuk albo jeż.)
"Do abordażu!" zakrzyknęli,
holender burtą salwę dał,
żadne się maszty nie ostały
hiszpan już burtą wodę brał.
I w zębach zabłysnęły noże,
Okręt na okręt burtą prze.
Jeden skok- nasze przeznaczenie:
Dumne zwycięstwo albo śmierć!
Już przerażony Hiszpan klęka
I modli się żeglarska brać-
Fatalna wiąże ich przysięga:
Trzeba za ptaka życie dać!
Wreszcie rozgorzał bój zaciekły-
Huk pistoletów, dziki wrzask!
Taki, że porównanie z piekłem
Mizerny obraz bitwy da.
Mat, co bywalcem był burdeli
Teraz w rzeźnika zmienił się
I w słowie "rżnięcie" nowe sensy
Jego przygłupi węszy łeb.
Kulawy Larsen, stary Norweg,
Cały się aż do walki rwie,
Choć stracił nogi w walce z fiordem
Przecież ma sprawne ręce dwie!
Już oficerski milknie rozkaz,
Z rozciętej krtani bryzga krew,
Ostatnim strzałem, kiedy konał
Podły hiszpański strzaskał łeb.
Madrycki tchórz ucieka z boju
Ale litości nie zna Mick!
Swój rapier, niby róg narwala
W brudną hiszpańską wraził rzyć.
Dzielny Mick rapier uniósł w niebo,
Lecz- przebóg!- sam skaleczył się:
Z hiszpańskiej rzyci wysączona
Wolno nadchodzi czarna śmierć!
Holendrom nie był dany spokój
Po bitwie nowa groza szła:
Trzecią część zuchów co przeżyli
Zaraza odebrała zła.
Bo trzeba ci pamiętać bracie,
Po trzykroć wyryj w mózgu swym:
By nie obrażać albatrosa
I przed jedzeniem ręce myć!
Groza przemija po zarazie
I spokój wraca w krzyku mew,
Już rekin białym łyska brzuchem-
Przybył na krwawej uczty zew!
A pożar gdzie? Zapytał Jacek,
Czyż im go los darował zły?
No dobrze Jacku, więc na koniec
Mściwy albatros "pożar" ich!
Pytacie skąd tak durne słowa,
Głupota sięgająca dna?
Taki nam Kraków zadał temat
I taką też piosenkę ma.
A ptak z ekologicznym smrodkiem?
O myciu rączek głupi tekst?
Może się uda dzięki temu
W koncert dla dzieci wkręcić się!
Zostaje jeszcze ta Wełtawa-
Skąd tu królowa czeskich rzek?
Z Wełtawą to jest Kapcia sprawa
Więc jego zapytajcie się!
A czemu w ogóle nam się chciało
Te bzdury pisać? Powiem wam:
POSTAWCIE WINA DZBAN
OPOWIEMY DALEJ WAM!
Serdecznie dziękuję Johnsonowi za udostępnienie tego tekstu, za żmudne przepisanie go z tworzonych na kolanie notatek i za zgodę na jego publikację w tym miejscu.
|