Shanties
     Serwis istnieje od 1995 roku
Międzynarodowy
Festiwal
Piosenki
Żeglarskiej
w Krakowie
kotwica
Strona główna Wiadomości    Historia        Galeria           Linki          Kontakt   
zaloguj |
szukaj:
Menu główne
* Strona główna
* po Shanties 2020
* przed Shanties 2020
* Historia
* Galeria
* Wiadomości
* Linki
* Forum
* Wyszukiwanie
Inne
* działy artykułów
* działy newsów
* księga gości
* poleć serwis innym
* kontakt
* logowanie
* facebook
Linki
* bannery

shanties.pl
 
Oficjalny serwis festiwalu Shanties
 
staryport.krakow.pl
 
pomoc dla Qni
 
szanty24.pl
 
Szantymaniak
 
szanty.art.pl
 
winnegrono.krakow.pl
 
webserwer.pl
Historia Shanties
history

Osoby i instytucje zainteresowane wykorzystaniem treści znajdujących się na tych stronach proszone są o kontakt z autorem.

XXV Międzynarodowy Festiwal Piosenki Żeglarskiej
"Shanties 2006"


JUBILEUSZ 25 LECIA FESTIWALU

      To już ĆWIERĆ WIEKU krakowskich Shanties. Aż trudno uwierzyć, że minęło 25 lat od czasu gdy po raz pierwszy w krakowskiej piwnicy przy ul. Mikołajskiej spotkali się żeglarze i pasjonaci żeglarskiego śpiewania. Od tamtego czasu przez kolejne lata festiwal rozwijał się, zyskiwał międzynarodową sławę i prestiż, aby stać się największym tego typu wydarzeniem artystycznym na świecie. Cały tegoroczny festiwal nawiązywał do tego pięknego jubileuszu - pomimo zróżnicowanej tematyki koncertów, na każdym kroku czuło się jubileuszową atmosferę, w każdym koncercie pojawiały się sławy sprzed lat - często zespoły, reaktywowane specjalnie na tę okazję.

      Dla mnie to również wielkie osobiste wydarzenie historyczne albowiem dokładnie 10 lat temu po raz pierwszy pisałem swoją relację z festiwalu Shanties'96. Serwis ten istnieje bowiem od 1995 roku, ale początek jego istnienia związany jest z pierwszą informacją przedfestiwalową właśnie na temat Shanties'96. Tak zaczął powstawać dział "Historia festiwalu", który obecnie liczy 11 pełnych relacji z festiwali (licząc tegoroczną), 15 krótkich informacji o pierwszych 15 festiwalach i jedną wspomnieniową relację z pierwszego festiwalu Shanties'81 autorstwa Małgorzaty Leśniewskiej.

      Z jeszcze bardziej osobistych powodów, festiwal tegoroczny jest dla mnie chyba najsmutniejszym z dotychczasowych festiwali, za sprawą niedawnej przedwczesnej śmierci wspaniałego muzyka - wirtuoza skrzypiec, mandolinisty - Józka Kanieckiego, którego oboje z żoną bardzo lubiliśmy. Choć odchodzili już wielcy szantymeni - Stan Hugill, Janusz Sikorski, Tomasz Opoka - choć kilku z nich miałem zaszczyt poznać i zawsze smutno było ich żegnać, to żadnego z nich nie udało mi się poznać tak jak Józka.


Aby nie błądzić po tej stronie - możesz wybrać to co Cię interesuje:



A oto jak wyglądały poszczególne koncerty


KLIKNIJ na zdjęciu aby zobaczyć powiększenie

23.02.2006 r. - Czwartek

      Godzina 20:oo (Rotunda)
Koncert Inauguracyjny (cz.I - "Pociągnij go... Piratki. Heroiny. Ladacznice.", cz.II - "Wspomnienia XXV-lecia")

      Otwarcia festiwalu dokonał Wojewoda Małopolski p. Witold Kochan, a dyrektor festiwalu Krzysztof Bobrowicz wręczył oficjalnym przedstawicielom władz, sponsorów i jury, specjalnie na tę okazję przygotowane statuetki XXV lecia Shanties.

Część I - "Pociągnij go... Piratki. Heroiny. Ladacznice."
      Koncert rozpoczęły dziewczyny z zespołów Passat i Za Horyzontem, które zaskoczyły wszystkich strojami w jakich pojawiły się na scenie. Ich ubiór jednoznacznie przywodził na myśl obraz panien z dawnych portów i taki bez wątpienia był zamysł reżyserki tego koncertu - Miry Urbaniak. Tematyka koncertu miała bowiem na celu przybliżenie obrazu roli kobiet w morskiej historii tego świata - kobiet kochających, walczących, pływających, czekających, dowodzących - matek, żon i kochanek tych co na morzu, ale też, jak głosił podtytuł tego koncertu - piratek, heroin i ladacznic.
Na scenie, a przede wszystkim w tematyce wykonywanych utworów dominowały kobiety. Nawet Marek Szurawski twierdząc, że w każdym facecie drzemie pewien pierwiastek kobiecości, postanowił pokazać swój - przywdziewając różową peruczkę i jeszcze bardziej różowe boa z piór. ;-)

 
W tej części koncertu wystąpiły (-li):
  • Passat,
  • Za Horyzontem,
  • Beata Bartelik-Jakubowska,
  • Marek "Szurawska" i "Ryszarda" Muzaj, ;-)
  • Iza Puklewicz,
  • Waldemar Mieczkowski,
  • Ania Sojka,
  • Andrzej Korycki i Dominika Żukowska

      Ze sceny dziewczyny kusiły męską część publiczności w utworach "Panny portowe", "Irma" czy "Słodka Jane". Skłaniały też do refleksji nad losem kobiet czekających, tęskniących i tych, którym morze zabrało ukochanych. Moją szczególną uwagę zwróciły - fantastyczna nowa aranżacja "Oczekiwania" w wykonaniu Beaty Bartelik-Jakubowskiej, przepiękna nastrojowa "Ballada Matki tęskniącej" zespołu Za Horyzontem (bardzo udany debiut na krakowskich Shanties) oraz zbiorowe wykonanie pieśni "Mona" (opisującej tragiczną akcję ratowniczą z 8 grudnia 1959 roku, podczas której życie straciło ośmiu ratowników: Ronald Grant, George Smith, Alexander Gall, John Grieve, George Watson, James Fermer, John J. Grieve i David Anderson).
      Po raz pierwszy podczas tego festiwalu przypomniano tych, którzy ostatnio odeszli - m.in. Józka Kanieckiego i Ludomira Mączkę "Ludojada". Wyświetlanym na ekranie fotografiom towarzyszyło wzruszające wykonanie ballad "Odpłynął Tom do Hilo" i "Lowlands", w które Beata Bartelik-Jakubowska włożyła cały swój kunszt i serce.
      Największymi wydarzeniami tej części koncertu były bez wątpienia dwa wielkie powroty na scenę po 5 latach - Beaty Bartelik-Jakubowskiej - wokalistki zespołu Krewni i Znajomi Królika oraz Ani Sojki - ulubionej wykonawczyni przeboju "Gdzie ta keja".
      Rozbawił mnie Waldemar Mieczkowski, któremu wreszcie udało sie przemycić na scenę szantową jeden z jego ulubionych utworów Leonarda Cohena "That's No way to say goodbye" w tłumaczeniu Macieja Zębatego. Okazało się, że podczas tego koncertu doskonale wpasował się tematycznie i nastrojowo dzięki czemu ten eksperyment został bardzo dobrze przyjęty.

 

Część II - Koncert Ballad
      Po piętnastominutowej przerwie (chyba jeszcze nigdy w koncertach festiwalu Shanties nie było zaplanowanego antraktu?!), władanie nad sceną objął Waldemar Mieczkowski, a na scenie pojawiły się Stare Dzwony. Podczas ich występu miało miejsce wręczenie specjalnych nagród przyznanych przez Polsko-Kanadyjski Jacht Klub "Biały Żagiel" z Toronto dla Miry Urbaniak, Jerzego Porębskiego, Marka Szurawskiego i Andrzeja Koryckiego.

 
W tej części koncertu wystąpili:
  • Stare Dzwony,
  • Bra-De-Li,
  • Packet,
  • Mirosław Peszkowski,
  • Krewni i Znajomi Królika,
  • Broken Fingers Band,
  • Zespół do wykonania "Do Anioła Stróża" (złożony z członków zespołów Packet, Broken Fingers Band i Jurka Porębskiego),
  • Grzegorz "GooRoo" Tyszkiewicz,
  • Gdańska Formacja Szantowa

      I znów trzy wielkie powroty - Krewni i Znajomi Królika po 5 latach nieobecności, niestety już bez Józka, zespół Packet, który choć podejmował próby powrotu w latach 1997, 2001 i 2002, to jednak można powiedzieć, że dopiero teraz scementował swój dawny skład i wystąpił nie okazjonalnie ale jako oficjalny wykonawca w kilku koncertach Shanties 2006 oraz Mirosław Peszkowski - legendarny "Pestka", który po raz pierwszy po 6 latach wystąpił na festiwalowych scenach. Przy tej okazji Krewni i Znajomi Królika rozgrzali publiczność swoim niezapomnianym "Niedźwiadkiem", a Mirosław Peszkowski przypomniał mającą już 29 lat, przepiękną, chwytającą za sercę balladę "Śnieg i mgła".
      Waldemar Mieczkowski skorzystał z niepodzielnej władzy reżysera koncertu, aby wraz z Broken Fingers Band zagrać na bis piękną balladę bluesową autorstwa Janusza Sikorskiego - "Do Anioła Stróża". Jak zwykle przy tej okazji na scenę wyszło więcej wykonawców i powstał imponujący jam z Jurkiem Porębskim grającym na trąbce i Andrzejem Kadłubickim na fletach oraz 3 gitarami akustycznymi, pianinem, harmonijką ustną, akordeonem i basem.
      Grzegorz "GooRoo" Tyszkiewicz, jako wstęp do swojego przeboju "Żeglareczki", przedstwił swoje przemyślenia na temat występowania sekwencji funkcji a-G-F-E w muzyce i jako reminiscencję muzyczną do tego utworu zaśpiewał "radziecką szantę" "Padmaskownyje wiecziera" (przepraszam rusycystów za taką transkrypcję fonetyczną), którą rozbawił i poderwał publiczność Rotundy do wspólnego śpiewania. Jego "Żeglareczki" jak zwykle doprowadziły do wrzenia krew w żyłach żeńskiej części widowni co znalazło wyraz w niewiarygodnym pisku jaki dobywał się z setek dziewczęcych gardeł. Grzegorz zaprezentował też po raz pierwszy publicznie premierową piosenkę "Muzyka" będącą refleksją nad tym, że tak nagle i niespodziewanie odchodzą ludzie, z którymi nie załatwiło się jeszcze do końca wszystkich spraw.
słowa: Grzegorz Tyszkiewicz

Będzie nam grać...
Do końca będzie nam grać
W porcie przeznaczenia
Zagramy jeszcze raz...

      Na zakończenie koncertu wszyscy wykonawcy wraz z publicznością odśpiewali na stojąco "Fiddler's Green" dedykując ten utwór wszystkim tym, którzy odeszli.

      Noc z czwartku na piątek (Tawerna Stary Port)
Nocne szantowanie

      Pierwsza noc szantowa w tawernie


24.02.2006 r. - Piątek

      Godzina 18:oo (Rotunda)
Koncert Szanty Klasycznej - "Razem do lin"

      Najbardziej tradycyjny koncert festiwalu i uchodzący wśród wykonawców za najbardziej prestiżowy. W tym roku po raz pierwszy koncert był przez godzinę transmitowany przez antykomercyjne radio internetowe RADIO.ART.pl. I choć już kilka lat temu koncert ten przestał być prezentacją ortodoksyjnego nurtu kalsycznej shanty, to można powiedzieć, że i tak trzyma się najbliżej klasyki gatunku. Osobiście bardzo brakuje mi tego tradycyjnego twardego brzmienia klasycznych szant podczas festiwalu i zadowalam się tymi perełkami ;-) które się trafiają podczas całego festiwalu.

 
W koncercie szanty klasycznej wystąpili:
  • Klang,
  • Pchnąć w Tę Łódź Jeża,
  • Qftry,
  • Tonam & Synowie,
  • Mechanicy Szanty,
  • Banana Boat,
  • Stare Dzwony,
  • Shanty Crew,
  • Ryczące Dwudziestki

      Koncert rozpączął zespół Klang, który kilka lat temu odchodząc od klasycznej szanty, poszedł w kierunku polskiej "tradycyjnej" pieśni morskiej. Jak wiadomo polska tradycja w tej materii nie jest tak stara - ma wszak ok. 80 lat, ale z pewnością zasługuje na pielęgnację i tu zespół Klang znalazł pole do realizacji swoich poszukiwań artystycznych. Szczególnie należy pochwalić nie tylko działalność odkrywczą i odtwórczą, ale również atrakcyjne aranżacje, ciekawe i zwięzłe zapowiedzi wprowadzające w historię poszczególnych utworów a nawet urozmaicenie niektórych piosenek pełnymi humoru układami choreograficznymi.
      Ogromne wrażenie zrobił na mnie występ drugich i ostatnich debiutantów tegorocznego festiwalu - zespołu Pchnąć w Tę Łódź Jeża z Chorzowa. Z premedytacją piszę tylko o dwóch debiutach bowiem w drodze kwalifikacji na tegoroczny festiwal wybrano 6 zespołów, ale tylko dwa zespoły można uznać za debiuty. Zespół Pchnąć w Tę Łódź Jeża urzekł mnie oryginalnym repertuarem, jeszcze bardziej oryginalnym instrumentarium i bardzo wysokim poziomem wykonawczym swoich interpretacji. Korzenie zespołu sięgają początku lat dziewięćdziesiątych i występującej na Shanties'91 formacji Kogoto, jednak obecny skład tworzy własny repertuar i własne interpretacje, znakomicie ozdabiając je w dźwięki tak oryginalnych instrumentów jak dzwon okrętowy, dzban z dziurą (nie wiem jak inaczej opisać ten instrument), rury PCV, ale i bardziej tradycyjnych - akordeonu guzikowego, gitary, skrzypiec, bodhranu czy drumli. Podczas występu zespół zaprezentował kilka piosenek, z których najbardziej zapadły mi w pamięci: przepiękna nastrojowa ballada "Whaling Wife" zaczerpnięta z twórczości Austarlijczyka Harry Robertson'a oraz utwór "Alvilda" opowiadający o piratce grasującej po Bałtyku wraz z Wikingami w II połowie IX wieku.
      Zespół Qftry ze Szczecina jak zwykle nie zawiódł smakoszy tradycyjnej pieśni śpiewanej a capella. W ich repertuarze znalazły się trzy premierowe piosenki - "Pieśń o żeglarzach" (zapowiedziana jako "Razem do lin" - debiut autorski Łukasza Kruszyńskiego po 11 latach członkostwa w zespole), "Captain Jack" - interpretacja pieśni tradycyjnej oraz "Gdyby szansę Bóg mi dał..." (zapowiedziana jako "Ktoś przyszedł, ktoś odszedł" - poświęcona j.kpt.ż.w. Ludomirowi Mączce - wielkiem polskiemu żeglarzowi, który zmarł 30 stycznia br.).
      Przy okazji tego koncertu nie można nie wspomnieć o występie reaktywowanego po 11 latach zespołu Tonam & Synowie. Wprawdzie "przedzapowiedź" tej reaktywacji miała miejsce już dwa lata temu podczas koncertu finałowego Shanties 2004, ale wówczas był to tylko jednorazowy występ będący poniekąd próbą sił i oswajaniem się z myślą o wielkim comeback'u. Ten comeback nastąpił w tym roku i wspaniale się stało, że akurat trafiło na festiwal jubileuszowy, bo Tonamy reprezentują najchlubniejszą historię krakowskich Shanties.
      Po występie żegnanych owacyjnie Tonamów na scenę wkroczyli Mechanicy Shanty, którzy jak przystało na jubileuszowy festiwal, przypomnieli kilka historycznych utworów; zaskoczyli też wykonaniem starej "Sally Brown" do zupełnie nowej melodii.
      Gdy Mechanicy wychodzili za kulisy, scena została zasłonięta czymś w rodzaju czarnej kurtyny z wyciętymi pięcioma szparkami i początkowo nie miałem pojęcia co się dzieje. Jednak już po chwili w jednej szparce pojawiła się kukiełka wyśpiewująca wniebogłosy "Daaaaay-Oooooh" - i wszystko stało się jasne. To znów iście kabaretowy pomysł Bananów na wstęp do swojego recitalu. Nie ulega wątpliwości, że Banana Boat dzierży PALMĘ pierwszeństwa najbardziej rozrywkowego zespołu szantowego w Polsce o ile nie na świecie. ;-) Banany zaprezentowały też premierową piosenkę "Dzień humbaka" oraz pieśń o ukraińskich żeglarzach płynących "czajką" po Dnieprze (i tu nie jestem pewien czy premierową - Maciek był tak rozrywany, że nie udało mi się ustalić z nim tych szczegółów podczas festiwalu). Niestety ta druga nie zrobiła na mnie zbyt dobrego wrażenia - po pierwsze dlatego, że została (jak większość tegorocznych występów na Rotundzie) sknocona przez akustyków, po drugie dlatego, że na mój gust jest trochę przydługawa, a po trzecie dlatego, że coś chyba nie tak było z głosami? Jednak cały występ Bananów jak zwykle został gorąco przyjęty przez krakowską publiczność i nagrodzony gromkimi brawami.
      Najbardziej tradycyjnymi wykonaniami oryginalnych szant zachwycili nas Anglicy z zespołu Shanty Crew. Zespół ten gościł już w polsce 16 i 19 lat temu jako jeden z pierwszych gości zagranicznych na krakowskich Shanties, czym bez wątpienia wpisał się w 25-letnią historię festiwalu. Zawsze podziwiałem z jaką lekkością i naturalnością Anglicy wykonują szanty - praktycznie w każdym miejscu i każdym stanie - czy to scena, czy tawerna, czy kuluary, czy też hotel. No ale to tak jakbym podziwiał, że Polakowi lekko przychodzi śpiewanie "szła dzieweczka do laseczka..." albo "góralu, czy ci nie żal...". ;-)
      Na koniec - albo na deser - został występ Ryczących Dwudziestek, które choć dwudziestkami przestały być jakieś 20 lat temu, to "ryczące" (a z jaką swobodą i perfekcją!), pozostały do dzisiaj. Podczas ich występu nie mogło oczywiście zabraknąć genialnego "Trimartolot", ale pojawiły się też dwie premiery, w tym jedna poruszająca ballada "Wszystko ma swój początek", dedykowana tym, którzy odeszli.
słowa: Artur Sczesny

Trzeba się do syta napatrzeć
Jeszcze wsłuchać się w melodię dni
To co piękne - jest tylko nasze
Niech się śni...

      Godzina 23:oo (Rotunda)
Nocny Koncert Jubileuszowy

      Koncert Jubileuszowy, prowadzony przez największego barda polskiej sceny szantowej - Jurka Porębskiego, rozpoczęły przekornie Cztery Refy "Pożegnaniem Liverpool'u". Jak na jubileusz przystało, podczas koncertu przez scenę przewijały się największe sławy 25 lat festiwalu oraz ludzie najmocniej z nim związani - prawie kompletne ścisłe kierownictwo kolejnych 25 festiwali oraz reżyserzy festiwalowych koncertów. Wśród organizatorów pierwszych Shanties zabrakło tylko Jerzego "Yogi" Pawełczyka, za to z Chicago przyjechał Jacek Reschke, były też Małgorzata Leśniewska i Monika Pękalska (wówczas Jarolim), Beata i Artur Mikołajko, Krzysztof Bobrowicz oraz wieloletni kierownik artystyczny festiwalu - Marek Szurawski. Małgorzata przyniosła z sobą "relikwię" - list od Jurka Porębskiego, w którym zgłaszał on swój udział w pierwszym festiwalu Shanties'81 - list został uroczyście odczytany przez samego autora. Spośród reżyserów 25 lecia na scenę zostali zaproszeni: Grzegorz "GooRoo" Tyszkiewicz, Marek Szurawski, Mirosław Kowalewski, Waldemar Mieczkowski, Jerzy Porębski i Andrzej Grzela (QŃA dopiero podczas koncertu finałowego). Wszyscy "zgromadzeni" otrzymali pamiątkowe jubileuszowe statuetki XXV lecia Shanties.

 
W koncercie wystąpili:
  • Cztery Refy,
  • Krewni i Znajomi Królika,
  • Mechanicy Szanty,
  • Andrzej Korycki i Dominika Żukowska,
  • Jerzy Porębski,
  • Stare Dzwony,
  • Patric Lee,
  • Packet,
  • Tonam & Synowie,
  • Zejman & Garkumpel,
  • Ryczące Dwudziestki

      Podczas koncertu dominowały najbardziej znane stare żeglarskie przeboje, czasami w nowej ciekawej aranżacji, choć pojawiały się też (trochę nie na miejscu) zupełnie nowe utwory. Krewni i Znajomi Królika zachwycili mnie odświerzonym "Wędrowcem" z przepiękną solówką Beaty na jej ulubionym flecie - ebonitowym irlandzkim whistle. Ciekawostką był wspólny z Jurkiem Porębskim występ Patrika Lee z Annapolis w USA, człowieka, który zauroczony twórczością "Poręby", znający dość dobrze język polski, postanowił przetłumaczyć jego piosenki i śpiewać je po angielsku.
      Pojawiały się też wspomnienia. O tym jak zespół Tonam & Synowie próbował wspólnie napisać "Brzeg Nowej Szkocji" i gdy doszło do powstawania takich wersów jak "przyciąga nas ta Nowa Szkocja jak przyciągarka" Bodziu (obecnie w zespole Ryczące Dwudziestki) zwinął całą robotę do domu gdzie już samodzielnie napisał piosenkę w znanej obecnie formia "Żegnaj Nowa Szkocjo - niech fale biją w brzeg...". I o tym jak Beata Bartelik Jakubowska stała z wielkim brzuszkiem na festiwalowej scenie śpiewając "Kołysankę" - "...śpij mój mały synku...", a ten synek w dzień Św. Patryka skończy 18 lat. I o tym jak wieloletni przebój "Samantha" zespołu Zejman & Garkumpel w ogóle nie został zauważony na pierwszym festiwalu, na którym się pojawił. I o pierwszych festiwalach i o tym "jak to, bracie dawniej bywało...".
      Ponieważ i tak już uchodzę za wroga niektórych wykonawców (szkoda bo ja większość z nich naprawdę lubię) a to dlatego, że piszę co mi w duszy gra, to pewnie teraz napytam sobie kolejnych kłopotów. Nie spodobał mi się pomysł na nową piosenkę "Ląd Przebudzenia" "Zejmanów". Choć piosenka sama w sobie bardzo ładna to jednak dopatruję się w niej tej samej gry słów, którą kilka lat temu wykorzystały "Banany" w swojej piosence "A może tak, a morze nie". Do koncertu wspomnień jubileuszowych jakoś mi nie pasowała, choć jak ostatnio przeczytałem, została napisana z okazji 20-lecia zespołu.

      Noc z piątku na sobotę (Tawerna Stary Port)
Nocne szantowanie

      Druga noc szantowa w tawernie


25.02.2006 r. - Sobota

      Godzina 11:oo (Wisła)
Koncert dla Dzieci

      Tegoroczny koncert dziecięcy został zaplanowany jako jubileuszowy przegląd wykonawców, którzy w ciągu 14 lat koncertów dziecięcych wystąpili przed najmłodszą publicznością festiwalu Shaties. Oprócz zespołu Zejman & Garkumpel, który od początku przygotowuje, prowadzi i występuje na koncertach dziecięcych, na scenie pojawili się: Klang, Jerzy Porębski, Andrzej Korycki i Ryczące Dwudziestki. Pojawił się też Jego Wysokość Król Mórz - Neptun i krakowski Lajkonik. Niestety podczas koncertu zabrakło konkursów z nagrodami, które były dla dzieci ogromną atrakcją. Najwyraźniej program "Nivea Błękitne Żagle" stracił zainteresowanie sponsorowaniem największej szantowej imprezy dla dzieci. A szkoda, bo propagowanie tego programu wśród takiej ilości dzieci i ich rodziców z pewnością przysporzyło by mu zwolenników. Tymczasem większość z moich rozmówców narzekała na brak konkursów i zauważała brak marki sponsora z ostatnich festiwali.

      Godzina 19:oo (Wisła)
Koncert Współczesnej Piosenki Żeglarskiej

      Koncert wspołczesnej piosenki żeglarskiej utrzymany był w zdecydowanie jubileuszowej atmosferze. Reżyser i prowadzący - Grzegorz "GooRoo" Tyszkiewicz - zadbał o szczegóły. Na początek koncertu "GooRoo", jako umysł ścisły, przedstawił cały pakiet statystycznych wyliczeń dotyczących 25 lecia festiwalu. Najbardziej utkwiło mi jedno (ciekawe czemu akurat to?) - "Gdyby całe piwo sprzedane podczas 25 festiwali wylać naraz do Bałtyku, to jego poziom podniósłby się o ok. 0,5 m." Nie pamietam jakie spowodowałoby to skutki, ale konkluzja była taka, że jednak lepiej, że zostało ono wypite... :-)
      Każdy zespół występujący podczas tego koncertu wybrał dla swojego recitalu leitmotiv - jeden z tematów dotychczasowych festiwali. Jedne zespoły bardziej się do wybranej tematyki dostosowały inne mniej, ale myślę, że nie to było najważniejsze. Najważniejsza była dobra zabawa i przemycane przez "GoorRoo" przeróżne ciekawostki wyłowione z historii poszczególnych festiwali (alarm bombowy, żywy półnagi galion, regaty 2000 itp.). Podczas całego koncertu, na ekranie obok sceny wyświetlane były zdjęcia z wszystkich 24 poprzednich festiwali.
      Podczas koncertu odbył się też mały benefis z okazji 20 lecia zespołu EKT Gdynia. Członkowie zespołu wystąpili odświętnie ubrani, pod krawatem, a na scenie i przed sceną pojawiły się tace z szampanem dla publiczności i wykonawców.

Podczas koncertu wystąpili:

  • Sąsiedzi,
  • Hambawenah,
  • Drake,
  • Zejman & Garkumpel,
  • Long John Silver (Francja),
  • Gdańska Formacja Szantowa,
  • EKT Gdynia,
  • Mechanicy Szanty,
  • Smugglers,
  • Packet,
  • Flash Creep (z udziałem muzyków z zespołu Smugglers),
  • Samhain

      Jak zwykle był to najgłośniejszy i najskoczniejszy koncert festiwalu, choć nie przez cały czas - kilka razy pojawiały się utwory zdecydowanie nostalgiczne i nastrojowe.
      Zespół Sąsiedzi miał trudne zadanie rozruszania publiczności na początku koncertu ale jakoś trudno było się dopatrzeć w ich występie leitmotiv'u "Wielkie żaglowce". Gdyby nie ekspresja Dominiki i jej "Tourdion" (to mój ulubiony utwór z repertuaru Sąsiadów od czasu Shanties 2004) to ich występ nie pozostawiłby na mnie chyba żadnego wrażenia.
      Ogromną dawkę energii wlał we mnie zespół Hambawenah. Cieszy powrót zespołu na scenę Shanties tym bardziej, że to już 5 lat od kiedy gościli na niej po raz ostatni. Hambawenah ma teraz świetną wokalistkę o iście słowiańskiej urodzie i folkowym mocnym głosie. Ich repertuar nadal stanowią tradycyjne pieśni flisackie - najstarsze polskie pieśni związane z pływaniem i pracą na wodzie. I nie ukrywam, że jestem pełen podziwu dla konsekwentnego (od 8 lat!?) popularyzowania polskiej tradycyjnej pieśni wodniackiej i "odkrywania naszych wodniackich korzeni" przez zespół Hambawenah. A przy okazji - ciekaw jestem czy zostało jeszcze jakieś pole do odkryć? Czy może np. polscy rybacy mieli swoje pieśni pracy? Może znajdzie się jakiś zespół, który dołączy do odkrywców z formacji Klang i Hambawenah aby uzupełnić szantowy repertuar innymi polskimi tradycyjnymi wątkami wodnymi. "Skarby mórz" - leitmotiv trudny do wykorzystania przez taki zespół jak Hambawena, ale każdy inny byłby jeszcze trudniejszy - a do skarbów przywożonych przez flisaków udało się nawiązać.
      Zejman & Garkumpel - leitmotiv "Atlantyda - ląd marzeń niespełnionych" wykorzystany w pełni. Zanim zdążyłem cokolwiek zanotować - cały recital "Zejamana" w mej pamięci okryła jakaś mgła, gdy wysłuchałem ze łzami w oczach ballady "Jóźkowe... epitafium?". W tej piosence śpiewał niespotykany duet - Mirek Kowalewski i skrzypce Tadzia Melona. Nie umiem inaczej określić tych czułych dźwięków jakie Tadziu wyczarowywał ze swoich skrzypiec, aby na końcu już sam ich dźwięk pomalutku umykał gdzieś w przestrzeń - odpływał.
słowa i muzyka: Mirosław A. Kowalewski

Nic właściwie się nie stało
Świat trwa dalej i niech trwa
I tylko nut gdzieś kilka w niebo uleciało
I tylko mniej muzyki wkoło gra

      Szczególnie podczas tego koncertu wspomnienie Józka było niezwykle żywe. Józek grywał bowiem z większością gwiazd koncertów współczesnej piosenki żeglarskiej w poprzednich latach - z zespołami Smugglers, Gdańska Formacja Szantowa, EKT, Atlantyda, Broken Fingers Band, Krewni i Znajomi Królika. Bywało, że i przez półtorej godziny nie schodził ze sceny grając z kolejnymi wykonawcami. Na ekranie obok sceny co chwilę pojawiało się jakieś zdjęcie z Józkiem - w tle albo na pierwszym planie - tyle go zawsze było.
      Ale w myśl słów "show must go on" koncert trwał nadal, a w nim pojawiali sie kolejni wykonawcy. Long John Silver z Francji zawitał do Krakowa już po raz szósty w ciągu 9 lat. Gdańska Formacja Szantowa płynęła "Ze sztormu w sztorm" przy piosence Janusza Sikorskiego pod tym samym tytułem. EKT świętowało swój jubileusz wspólnie z zespołem Klang, przy okazji niefortunnie stawiając krzyżyk na mającym się świetnie Marku Siurawskim (taka przykra wpadka to rzadkość). Mechanicy Shanty wystąpili "Pośród żywiołów" i czuli się rzeczywiście w swoim żywiole - choć... no właśnie. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie ta ostatnia piosenka. Nie jestem pewien co to miało być? Żart? Prowokacja? A może pomyłka? Piosenka biesiadna rodem z wiejskiego weseliska na Shanties? Bywały już różne prowokacje, bywały żarty i pomyłki, ale nie mogę wyjść z osłupienia, że zespół o takiej renomie wystąpił z takim "czymś"? W pełni podzielam zdanie prowadzącego ten koncert Grzegorza Tyszkiewicza, wyrażone w spontanicznym komentarzu po występie Mechaników (ale nie będę go przytaczał).
      Smugglersi wystąpili pod szyldem "Droga na Horn" i opłynęli chyba cały kontynent amerykański, bowiem zakończyli swój recital fantastycznie zaaranżowaną pieśnią "North West Passage", z przepięknym wstępem na gitarze basowej w wykonaniu Krzysztofa "Jachu" Janiszewskiego. W wykonaniu tej pieśni pomagali Smugglersom niektórzy członkowie zespołów Packet oraz Krewni i Znajomi Królika. Nie mogło też zabraknąć premierowej piosenki Grzegorza Tyszkiewicza - "Muzyka".
      Po występie Smugglersów na scenie pojawił się zespół Flash Creep, który wykonał tylko jedną, wzruszającą piosenkę - "Dziwny skrzypek" poświęconą Józkowi Kanieckiemu.
      Jako ostatni wykonawca koncertu na scenę wkroczył zespół Samhain, który na swój motyw przewodni wybrał "Wieloryby". Niestety pierwszy "wielorybniczy" utwór nie wyszedł Katarzynie Wasilewskiej-Strzałkowskiej (widać, że nie czuje się zbyt pewnie w obcym repertuarze), ale następne były już takie jak można było oczekiwać po zeszłorocznych laureatach Nagrody Komandora MKM "Szkwał". Zwłaszcza poruszająca była taka irlandzka piosenka śpiewana przez Katarzynę "z ukrycia" - szkoda, że nie znam tytułu. Na koniec koncertu - poniekąd na życzenie wykrzyczane z nieco już sennej o tej porze widowni - zespół zagrał "Powroty".

      Noc z soboty na niedzielę (Tawerna Stary Port)
Nocne szantowanie

      Trzecia noc szantowa w tawernie


26.02.2006 r. - Niedziela

      Godzina 17:oo (Wisła)
Koncert Finałowy "Wielkie Żaglowce"

      Niedzielny koncert finałowy rozpoczął się dość nietypowo, a to dlatego, że zwykle w poprzednich latach wszyscy wykonawcy wspólnie śpiewali na zakończenie koncertu, a nie na początku. Tym razem reżyser i prowadzący - Marek Szurawski postanowił coś zmienić i rozpoczął koncert klasycznym "All Hands". Ze sceny zagrzmiały słowa "Branki" z kilkudziesięciu gardeł wykonawców reprezentujących m.in. zespoły: Banana Boat, 4 Refy, Flash Creep, Gdańska Formacja Szantowa, Perły i Łotry, Sąsiedzi, Shanty Crew, Stare Dzwony... Koncert był jednocześnie prezentacją nagrodzonych wykonawców oraz widowiskiem muzycznym, obrazującym rejs na dawnym żaglowcu - począwszy od rekrutacji załogi i ształowania ładunku, poprzez podnoszenie kotwicy, pożegnanie portu, wypłynięcie w morze, po marynarskie obrzędy takie jak wieszanie "zdechłego konia" czy zapalanie "krzyża południa".

 
Podczas koncertu wystąpili:
  • Banana Boat,
  • Sąsiedzi,
  • Piotr Zadrożny & Co.,
  • Cztery Refy,
  • Smugglers,
  • Flash Creep,
  • Gdańska Formacja Szantowa,
  • Klang,
  • Perły i Łotry,
  • Long John Silver,
  • Stare Dzwony,
  • Shanty Crew,
  • Ryczące Dwudziestki

      Tym razem pieśń Bananów o Świętym Janie zabrzmiała o niebo lepiej, a głosy, wbrew logice i doświadczeniom z lat poprzednich - jakby czyściej. Na uwagę zasługuje fakt, że zespół Banana Boat poświęcił swój utwór "Nawigator" kpt. Kazimierzowi "Kubie" Jaworskiemu - wielkiemu polskiemu żeglarzowi regatowemu, który zmarł 8 lipca 2005 roku.
      Piotr Zadrożny - krakowski żeglarz i solista, wirtuoz gitary, poszukiwacz nowych brzmień i nowych utworów, związny niegdyś z zespołami Kapitan Black, Dzikie Walenie i Krakowską Formacją Szntową - zaprezentował piosenki swojego autorstwa (np. "Gdy zabraknie mi żagli") lub przez siebie odkryte (irlandzka pieśń "Follow me up to Carlow" czy zaczerpnięta z repertuaru legendarnej grupy Great Big Sea pieśń o polowaniu na foki "Ferryland Seeler"). Piotrowi towarzyszył grający na bodhranie Damian Bock, również przedstawiciel krakowsiego środowiska żeglarskiego i szantowego, a także odtwórca roli Neptuna w przedstawieniu podczas koncertu dziecięcego.
      Kolejne zespoły w swoich krótkich recitalach wszystkie wspominały Józka - 4 Refy w "Fiddlers' Green", Smugglers w "Muzyce", Flash Creep w "Dziwnym Skrzypku". Przy okazji występu Gdańskiej Formacji Szantowej, Marek Szurawski przypomniał, że w ubiegłym roku w ramach I Jasnogórskich Spotkań Szantowych odbył się koncert pt. "Chodziła Matka Boska Po Morzu". Podczas tej imprezy Józek Kaniecki został (ex equo z Pawłem Leszoskim z DNA) laureatem ogłoszonego przez organizatorów konkursu na muzykę do wiersza K. I. Gałczyńskiego pod tym samym tytułem co tytuł koncertu. Wśród krakowskiej widowni zaległa cisza, a gdy z głośników wydobyły się odtworzone dźwieki Józkowych skrzypiec grających solówkę do tego utworu, po wielu policzkach spłynęły łzy. Całą piosenkę zaśpiewała Gdańska Formacja Szantowa.
sł. Konstatnty Ildefons Gałczyński, muz. Józek Kaniecki

Chodziła Matka Boska po morzu,
Matka Boska, Ucieczka grzesznych,
a księżyc już się w kołysce położył,
a wieczór był wietrzny i śmieszny.

      Dalszy ciąg koncertu upływał już w nastrojach bardziej rozrywkowych, w które bardzo delikatnie i z wyczuciem wprowadził nas zespół Klang z Rzeszowa ("najwiekszego portu nad Wisłą"). Jak zwykle w doskonałym wykonaniu a capella, usłyszeliśmy najstarsze polskie "przeboje" morskie pochodzące z okresu międzywojennego. Wówczas to, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, a wraz nią dostępu do morza, zaczęła się tworzyć nasza rodzima kultura morska, rozwijana przez studentów Wyższej Szkoły Morskiej w Tczewie. Powstały wtedy takie piosenki jak "Marsz odkotwiczenia" czy "Morowa Marynarska Wiara". Niektóre odnalezione fragmenty piosenek zespół samodzielnie odrestaurowuje dopisując własne zwrotki w miejsce brakujących, utrzymując je w stylu i klimacie tamtych lat.
      I wreszcie na scenie pojawił się zespół Perły i Łotry ze swoim przebojowym repertuarem szant klasycznych i pieśni śpiewanych a capella. Fantastyczne brzmienie, świetne głosy, humorystyczne interpretacje, a przy tym dowcipne i pełne werwy komentarze i zapowiedzi w wykonaniu Michała "Doktora" Gramatyki oraz rozbrajający ruch sceniczny sprawiły, że wszyscy na dobre zapomnieli o smutku oddając się wspaniałej zabawie.
      W końcowej części koncertu mogliśmy zobaczyć wszystkich gości zagranicznych, Stare Dzwony i wybrane zespołem XXV-lecia Shanties - Ryczące Dwudziestki.

      Noc z niedzieli na poniedziałek (Tawerna Stary Port)
Nocne szantowanie

      Bardzo przyjemna noc szantowa w tawernie. Nie było już tak tłoczno jak w piątek i sobotę, a to co się działo na scenie przeszło chyba najśmielsze oczekiwania szantowej widowni. W zespole Sąsiedzi wystąpił Kamil Piotrowski znany raczej jako naczelny Szantymaniaka. Gdy po północy na scenie pojawili się Jerzy Porębski z Ryszardem Muzajem i zaczęli swój koncert, publiczność oszalała z zachwytu. Wykonawcy nawiązali fantastyczny kontakt z publicznością, a jeszcze lepszy ze sobą, dzięki czemu mieliśmy niepowtarzalną okazję uczestniczyć w swoistym przeglądzie piosenki autorskiej obu panów, wypełnionym mnóstwem improwizacji, wzajemnych żartów, przytyków, a przede wszystkim doskonałej zabawy. Takiego wykonania "Starego dziadka" jeszcze nie słyszałem...
przykładowy tekst improwizacji przytaczam z pamięci

(R.Muzaj)
Smutne jest życie starego Poręby,
Smutne jest życie i smutny jego los,
bo tym wieku zwykle bolą go zęby,
No i przeważnie ma pusty trzos.
 
       (J.Porębski)
       Smutne jest życie starego Muzaja,
       Smutne jest życie i smutny jego los,
       Bo życie wciąż do problemów go przyzwyczaja...
              ...nieee - nie będzie żadnych jaj!
       No i przeważnie ma zdarty głos.


27.02.2006 r. - Poniedziałek

      Godzina 19:3o (Tawerna Stary Port)
Koncert "Pożegnanie gości zagranicznych" - zespół Long John Silver

      W poniedziałkowy wieczór, na scenie tawerny "Stary Port" zagościł francuski zespół Long John Silver w tradycyjnym już koncercie "Pożegnanie Gości Zagranicznych". Szedłem na ten koncert z mieszanymi uczuciami bowiem występy zespołu Gil'a Cueff na hali Wisły były jak dla mnie trochę zbyt "huczne". Z sentymentem wspominałem koncerty z lat 90-tych gdy Long John Silver grał spokojniej, melodyjniej i ciszej. Ku memu zaskoczeniu okazało się jednak, że koncert w tawernie był znacznie bardziej kameralny i przyjemny w odbiorze niż te na Wiśle. Gil zaśpiewał nawet kilka klasycznych szant po angielsku i francusku, czym dodatkowo zjednał sobie moją przychlność. Nie mogło oczywiście zabraknąć takich szlagierów jak "L'harmonica", "Les tonneaux" czy "Les Terre-Neuvas". Gil zmieniał instrumenty jak rękawiczki - skrzypce, mandolina, harmonijka, flet i oczywiście śpiewał swoim charakterystycznym chrapliwym głosem. Towarzyszyli mu basista (Christian Obeltz), gitarzysta (Hervé Le Bossé) i perkusista (?). Podczas ostatniego kocertu zorganizowanego w ramach Shanties 2006 zespół Long John Silver zagrał 3 sety, kończąc swój występ pół godziny przed północą - zapewnił więc "portowej" publiczności potężną dawkę francuskiego folku w najlepszej oprawie muzycznej i świetnym wykonaniu.


      Podsumowanie | ogólne | debiuty | goście zagraniczni | goście festiwalu |

       Czuję, że nie da się inaczej rozpocząć podsumowania tegorocznego festiwalu jak tylko przez pryzmat nieodżałowanego Józka Kanieckiego. Wszystkie koncerty, wszystkie spotkania, rozmowy za kulisami i w korytarzach - cały festiwal przesiąknięty był nieobecnym, a jakże obecnym Józkiem. To nieprawdopodobne jak wiele osób go znało i kochało, jak wiele osób miało do opowiedzenia swoją historię o nim albo z nim. Wykonawcy wchodzili na scenę ocierając łzy, dawali swój recital i schodzili ze łzami w oczach. Powstało kilka wzruszających piosenek poświęconych Józkowi i mnóstwo dedykacji. I kiedy tak patrzę na ten festiwal już po jego zakończeniu, to wciąż cisną mi się na myśl słowa piosenki "Dziwny Skrzypek" wyśpiewane drżącym głosem Izy Puklewicz:

sł. Mariusz Bartosik,
muz. Izabela Puklewicz i Maciej Łuczak

Gdzie ten skrzypek, który grał
Dźwięków świat, o których śnił
Czy odnaleźć je gdzieś miał
W łąkach na Fiddler's Green
 
       Zagrasz wśród lodowych skał
       Oceanu poznasz gniew
       I w tropiku ciepłych fal
       Skrzypiec Twoich zabrzmi śpiew

       Bez wątpienia Jubileusz 25-lecia Krakowskich Shanties był najważniejszym wydarzeniem tegorocznego festiwalu i prawie każdy koncert zawierał jakieś jubileuszowe akcenty. Odnotowano kilka wielkich powrotów na festiwalową scenę - byłoby wspaniale gdyby nie okazały się one tylko powrotami okazjonalnymi. Usłyszeliśmy wiele dawno nie odkurzanych starych przebojów, czasami przearanżowanych zupełnie na nowo. Pojawiło się też kilka premier, choć chyba żadna z nich nie nawiązywała do tego jubileuszu. Rotunda jak zwykle pękała w szwach i przyciągnęła publiczność zakochaną w kameralnej atmosferze tej sali. Po raz pierwszy na Shanties przeprowadzono godzinną transmisję na żywo z piątkowego koncertu szanty klasycznej. Uwagę zwracała również nowa scenografia Rotundy - bardzo ładna i podkreślająca kameralną atmosferę tych koncertów. Wielka szkoda, że w tym roku akustycy (własność Rotundy) nawalali na każdym kroku. Poza beznadziejnym nagłośnieniem, które sprawiało wrażenie kakofonicznego skrzeku, tylu potknięć, błędów, sprzężeń i stuków już dawno w Rotundzie nie było. A najgorsze, że na problemy z odsłuchem skarżyli się też wykonawcy - nie ma chyba nic gorszego jak nie słyszący się wykonawcy źle nagłośnieni na sali.
       "Wisła" przyciągnęła więcej młodzieży chętnej do skakania, wspólnej zabawy, tańców. Choć hali Wisły brak jest tego klimatu, który podobno miała Korona, to jednak obecnie jest to jedyna hala sportowo-widowiskowa, w której można takie koncerty organizować. Ma ona też tę zaletę, że znajduje się w pobliżu Rotundy i tawerny festiwalowej. No i bez problemów może pomieścić przed sceną tłumek młodych ludzi żądnych wrażeń, chętnych do szaleństwa, wspólnego śpiewania, tańców i zabawy. Po męczarni dla uszu jaką zaserwowali nam akustycy Rotundy - wrażenia słuchowe na Wiśle wydawały się przyjemną odmianą. Nawet koncert dziecięcy nie był chyba tak głośny jak w poprzednich latach. A może to mnie się już słuch przytępił...? ;-) W każdym razie zespoły brzmiały dużo czyściej, dało się wyłowić poszczególne głosy czy dźwieki instrumentów. Nie spotykałem się też z krytycznymi uwagami na temat odsłuchów. Gorzej natomiast przedstwiało się oświetlenie. Piękna ballada "Fiddler's Green" w wykonaniu 4 Refów, poświęcona Józkowi, została odśpiewana przy pełnym białym oświetleniu, co całkowicie odebrało nastrój temu utworowi.

       Niewielu było debiutantów na tegorocznym festiwalu - praktycznie tylko dwóch: Za Horyzontem i Pchnąć w Tę Łódź Jeża. Choć konkurs kwalifikacyjny, który odbył się w połowie stycznia, wyłonił 6 zespołów (były to, oprócz dwóch wymienionych: Drake, Hambawenah, Młode Bra-De-Li i Passat) to, tak jak wspominałem wcześniej, tylko te dwa debiutowały na Shanties. Pozostałe występowały już na festiwalu, a czasem nawet zaskoczeniem może się wydawać, że aby wystąpić na festiwalu, musiały wziąć udział w konkursie. Obie debiutujące formacje wywarły na mnie bardzo pozytywne i mocne wrażenie i można to chyba zawdzięczać sprawdzającej się od kilku lat formule przeglądów konkursowych organizowanych jakiś czas przed festiwalem. Zwycięstwo w konkursie daje nominowanym zespołom czas na doszlifowanie formy przed festiwalem i mobilizuje do tego aby jeszcze lepiej przygotować się do występu na festiwalu. Dzięki temu od kilku lat debiuty utrzymują bardzo wysoki poziom i są jednymi z najciekawszych wydarzeń festiwali.
       I jeszcze ciekawostka dotycząca nazwy zaspołu Pchnąć w Tę Łódź Jeża. Pytałem skąd taka nazwa - okazało się, że kiedy zespół stanął przed zadaniem wymyślenia dla siebie nazwy, jakoś nikomu nic nie przychodziło do głowy. Wtedy, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, ktoś dla checy rzucił "Pchnąć w tę łódź jeża..." - no i tak zostało. Nazwa ta jest fragmentem pangramu: "Pchnąć w tę łódź jeża lub ośm skrzyń fig" (pangram - zdanie zawierające wszystkie i dokładnie 32 litery polskiego alfabetu).

       Nie można powiedzieć aby tegoroczny festiwal obfitował w gości zagranicznych, ale niestety czasy gdy na krakowski festiwal przyjeżdżało po kilkanaście zespołów zagranicznych minęły już bezpowrotnie. Na szczęście nie zdarzyło się jeszcze by nie było jakiegoś wykonawcy zagranicznego od czasu gdy festiwal zyskał miano międzynarodowego. Ogromną niespodzianką był występ prawie kompletnego zespołu Shanty Crew z Londynu, ponieważ z zapowiedzi przedfestiwalowych wynikało, że do Polski przyjeżdża tylko Chris Roche. Można chyba stwierdzić, że Anglicy czuli się wśród krakowskiej publiczności niezwykle swobodnie - w tawernie przez długie godziny ciągnęli wspólne szantowanie, na scenach żartowali często próbując swych sił w języku polskim, w bezpośrednich kontaktach tak samo sympatyczni i serdeczni jak 16 lat temu gdy po raz ostatni ich spotkałem.
       Najdłuższą drogę na festiwal odbył Patric Lee - amerykanin z Annapolis, który zauroczony twórczością Jurka Porębskiego, postanowił przetłumaczyć kilka jego piosenek na język angielski. Patric występował wspólnie z "Porębą" śpiewając jego przeboje na przemian po polsku i po angielsku.
       O trzecim wykonawcy zagranicznym - francuskim zespole Long John Silver, trudno napisać coś nowego bowiem zespół ten gościł w krakowie już po raz szósty i w wielu relacjach z poprzednich lat napisałem już o nim wiele. Francuski folk-rock o tematyce morskiej, ostrym brzmieniu, z ciekawym udziałem instrumentów tradycyjnych - skrzypiec, mandoliny, fletu i harmonijki ustnej, na których gra lider zespołu Gil Cueff.

       Jak przystało na jubileusz 25-lecia, featiwal obfitował w wielu znakomitych gości. Przede wszystkim do Krakowa zawitali wszyscy z wyjątkiem jednego - byli organizatorzy festiwalu. Zabrakło Jerzego "Yogi" Pawełczyka zamieszkałego na stałe w Monachium, ale przybył zza oceanu współorganizator pierwszych Shanties i dyrektor kilku kolejnych - Jacek Reschke.
       W sobotę, wczesnym popołudniem, odbyło się spotkanie z Mirą Urbaniak i jej gośćmi, podczas którego wyświetlony został film dokumentalny prezentujący postać Ludomira Mączki - "Ludka", "Ludojada" - kapitana jachtowego i geologa, wielkiego żeglarza i globtrotera, marzyciela i włóczęgi, zakochanego w swojej Marii i w morzu. Maria - 11 metrowy dębowo-mahoniowy jacht z ożaglowaniem typu kecz - była jego jedyną prawdziwą miłością i krąży mnóstwo anegdot i opowieści o ich ponad trzydziestoletnim związku. Film pokazywał w piękny sposób z jaką czułością Ludomir Mączka pielęgnował swoją Marię, w jaki sposób o niej mówił, jak na nią patrzył i jak ją rozumiał. Była jego jedyną miłością i jego domem, razem opłynęli świat, kilkukrotnie przepłynęli Atlantyk, Pacyfik i Ocean Indyjski. "Ludojad" jako pierwszy Polak opłynął pod żaglami (na różnych jachtach) obie Ameryki, zamykając pętlę wokół nich przy okazji pierwszego w historii przepłynięcia z zachodu na wschód pod żaglami Przejścia Północno-Zachodniego. Ale nie to było najważniejsze w jego pływaniu co, czy w jakim czasie osiągnął. Jego celem była morska włóczęga, realizacja marzeń, życie poza czasem i miłość do Marii... Ludomir Mączka "Ludek", "Ludojad" - ambasador naszych marzeń - Morski Mnich - zmarł 30 stycznia 2006 r. w Szczecinie w wieku 78 lat. Gdy z ekranu zniknął obraz, gdy minęło skupienie, a łzy zostały otarte, kapitana Ludomira Mączkę zaczęli wspominać jego przyjaciele i znajomi. Krótko - bo o "Ludojadzie" napisano i jeszcze można by napisać niejedną książkę, a wspomnienia były zbyt bolesne w tak krótkim czasie po jego odejściu.
       Niedzielne popołudniowe spotkanie z dziennikarzami, poza przekazaniem oficjalnych informacji o festiwalu, zostało wypełnione prezentacją regat The Tall Ships' Races 2007, o których opowiadali organizatorzy - kpt. ż.w. Marcin Raciborski i Mira Urbaniak. Finał regat (4-7.08.2007.) odbywać się będzie w Szczecinie, do którego zawitają największe i najpiękniejsze żaglowce świata. Towarzyszyć temu będą warsztaty marynistyczne, biesiady, koncerty szantowe, pokazy, gry i zabawy żeglarskie, parady jednostek na Odrze, fajerwerki oraz wiele innych atrakcji. Cała impreza odbywa się pod sztandarem organizacji Sail Training International, której celem jest propagowanie żeglarskiej kultury wśród młodzieży. Dlatego jednym z głównych warunków regat jest aby w skłądzie każdej z załóg było co najmniej 50% młodzieży w wieku od 15 do 25 lat. Regaty odbywać się będą na trasie Arhus-Kotka i Sztokholm-Szczecin, a etap Kotka-Sztokholm traktowany jest jako etap towarzyski. Najdziwniejszą i najsmutniejszą informacją przekazaną w związku z tą imprezą była informacja o tym, że flagowy żaglowiec polskiego oddziału STI, a zarazem jeden z najpiękniejszych polskich żaglowców - STS Pogoria, będzie w tym czasie pływała po Morzu Śródziemnym, zarabiając pieniądze dla swojego armatora. Ale czemu tu się dziwić - wszak to Polska właśnie.


      Nagrody

 
 

Protokół z posiedzenia Jury
XXV Jubileuszowego Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Żeglarskiej Shanties w Krakowie
w dniu 26.02.2006.

Jury w składzie:

Anna Łaszewska
Anna Peszkowska
Robert Gronowski
Piotr Zadrożny
i Andrzej Brońka - przewodniczący

 
postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia

  - Nagrodę Prezydenta Miasta Krakowa za współczesną piosenkę żeglarską Jury przyznaje piosence "Cukier do ładowni" w wykonaniu zespołu Flash Creep
  - Nagrodę Prezesa Polskiego Związku Żeglarskiego za autentyzm i wysoki poziom artystyczny wykonania pieśni morskich przyznano zespołowi Packet
  - Nagrodę Wojewody Małopolskiego za najlepszy debiut Shanties 2006 otrzymuje w uznaniu wysokiego poziomu wykonawstwa zespół Pchnąć w tę łódź jeża
  - Nagrodę Organizatorów Festiwalu Shanties 2006 im. Stana Hugilla za wierność szancie klasycznej Jury jednogłośnie przyznało zespołowi Tonam & Synowie
  - Nagrodę Komandora MKM "Szkwał" za konsekwencję i wierność źródłom, ustanowienie wzorca dla następców i olbrzymi wkład w wychowanie pokoleń wykonawców i miłośników szanty Jury przyznało zespołowi Cztery Refy
  - Nagrodę Redakcji Miesięcznika Żagle im. Tomka Opoki za najlepszy tekst Jury jednogłośnie przyznało Jarkowi Zajączkowskiemu z zespołu Krewni i znajomi Królika za całokształt twórczości i wysokie walory poetyckie zawarte w teksach jego autorstwa.
  - Nagrodę im. Jerzego Fijki "Galion" dla najsympatyczniejszej wykonawczyni na Festiwalu Shanties 2006, Jury w porozumieniu z Ewą Fijką - fundatorką nagrody, przyznaje Judycie Nowak, z zespołu Hambawenah
  - Nagrodę Krakowskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego za największą przebytą liczbę mil morskich (w drodze na Festiwal - przyp. red.) otrzymuje Lee Patric (z USA - przyp. red.; Patric Lee w rzeczywistości ma na imię Patric - przyp. red.) (czapka krakowska).

Ponadto:

Jury z uznaniem przyjmuje propozycję sceniczną i docenia starania zespołu Hambawenah w poszukiwaniu rodzimych utworów związanych z polską tradycją wodniacką oraz nadanie im nowej, atrakcyjnej formy.

Morskie tradycje 20-lecia międzywojennego w utworach prezentowanych przez zespół Klang znalazły uznanie w oczach jury jako przypomnienie - niezwykle ongiś popularnych - pieśni morskich i utworów związanych z tematyką morską.
Poziom artystyczny wykonania tych utworów został oceniony bardzo wysoko.

Jury pragnie podkreślić wysoki poziom koncertu "Szanty klasycznej".

Jury z satysfakcją odnotowało reaktywowanie się i zaprezentowanie z bardzo dobrej strony zespołów: Krewni i znajomi Królika, Packet, Tonam & Synowie.

Z okazji jubileuszu XXV-lecia Jury życzy organizatorom, wykonawcom i publiczności utrzymania tak obranego kursu. Tak trzymać!

 

Ponadto z okazji XXV Jubileuszowego Międzynarodowego Festiwalu Shanties 2005 przyznano nagrody
Grand Prix XXV lecia Shanties w trzech kategoriach.

Grand Prix za największy przebój XXV-lecia festiwali Shanties otrzymał Jerzy Porębski - autor piosenki "Gdzie ta Keja".
Grand Prix dla najlepszego zespołu XXV-lecia festiwali Shanties otrzymał zespół Ryczące Dwudziestki.
Grand Prix dla największej osobowości XXV-lecia festiwali Shanties otrzymał Jerzy Porębski.

Laureaci nagród Grand Prix XXV-lecia wyłonieni zostali przez publiczność głosującą w Plebiscycie XXV-lecia Shanties, który trwał do 15 grudnia 2005 roku. Kupony konkursowe drukowane były w prasie ogólnopolskiej, można też było oddać głos za pośrednictwem internetu. Spośród osób biorących udział w plebiscycie wylosowano nagrody w postaci dwuosobowych zaproszeń na koncerty festiwalowe, zestawów płyt CD i zewstawów pamiątek z festiwalu Shanties 2006.


Poprzednia strona - "Shanties 2005"
Następna strona - "Shanties 2007"
Historia Krakowskich Festiwali "Shanties"

Główna strona festiwalu "Shanties"

Ostatnia modyfikacja: 1.01.1970, 0:59:59


Stronę przygotował Maciek Ślusarczyk © 2007
Specjalne podziękowania za pomoc w zebraniu materiałów do tej relacji składam Maćkowi Łuczakowi i Izie Puklewicz (Flash Creep), Pawłowi Jędrzejko (Banana Boat), Grzegorzowi Świtalskiemu (Hambawenah), Grzegorzowi Hatylakowi (QFTRY) oraz jak zwykle mojej żonie Agnieszce i synkowi Grzesiowi za cierpliwość i wyrozumiałość.
Komentarze i uwagi via e-mail

 
© 1995-2024 Maciek Ślusarczyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.154 | powered by jPORTAL 2 & UserPatch | provided by webserwer.pl