Shanties
     Serwis istnieje od 1995 roku
Międzynarodowy
Festiwal
Piosenki
Żeglarskiej
w Krakowie
kotwica
Strona główna Wiadomości    Historia        Galeria           Linki          Kontakt   
zaloguj |
szukaj:
Menu główne
* Strona główna
* po Shanties 2020
* przed Shanties 2020
* Historia
* Galeria
* Wiadomości
* Linki
* Forum
* Wyszukiwanie
Inne
* działy artykułów
* działy newsów
* księga gości
* poleć serwis innym
* kontakt
* logowanie
* facebook
Linki
* bannery

shanties.pl
 
Oficjalny serwis festiwalu Shanties
 
staryport.krakow.pl
 
pomoc dla Qni
 
szanty24.pl
 
Szantymaniak
 
szanty.art.pl
 
winnegrono.krakow.pl
 
webserwer.pl
Historia Shanties
history

Osoby i instytucje zainteresowane wykorzystaniem treści znajdujących się na tych stronach proszone są o kontakt z autorem.

XXVI Międzynarodowy Festiwal Piosenki Żeglarskiej
"Shanties 2007"


POWROTY

      "Powroty" to dla żeglarza czy wędrowca szczególne i bardzo znaczące słowo. Znaczące dla każdego człowieka, ale dla tych, których większość życia polega na wyruszaniu i powracaniu - to właśnie powroty są ważne gdy ma się do kogo lub do czego wracać. Ten kto związał swoje życie z morzem wie, że tak naprawdę to życie jest jednym pasmem powrotów - kiedy jest się wiele miesięcy w morzu, pragnie się powrotu do domu, ale siedząc na lądzie, marzy się o powrocie na morze. "Powroty" to również dążenie do czegoś, co być może kiedyś pozostawiło w nas wyraźny trwały ślad - wspomnienie, a teraz chcemy to ożywić, przeżyć na nowo. Takie są powroty do dawno nie słyszanych melodii, do dawnych tradycji, do miejsc, do osób... W powrotach jest nadzieja i nostalgia, tęsknota i radość - tęsknota za tym do czego chcemy powracać i radość z tego, że wracamy. O tym jak ważne były powroty w życiu żeglarzy świadczyć może duża ilość oryginalnych dawnych i współczesnych utworów poświęconych powrotom.
Na tegorocznym festiwalu "powroty" zaznaczyły się wyraźnie w występach wielu wykonawców. Zarówno przez powroty do dawno nie śpiewanych utworów jak i przez pieśni, których tematyka nawiązuje do powrotów. A szczególnie dużo takich utworów mieliśmy przyjemność usłyszeć podczas czwartkowego koncertu wspomnień - "Na krańcach wielkiej wody".


Aby nie błądzić po tej stronie - możesz wybrać to co Cię interesuje:



A oto jak wyglądały poszczególne koncerty



22.02.2007 r. - Czwartek

      Godzina 19:oo (Rotunda)
Koncert Wspomnień - "Na krańcach wielkiej wody"

      Na początku koncertu nastąpiło otwarcie festiwalu Shanties 2007, którego dokonał... Jerzy Porębski. Jak później sam wyjaśnił - "ten człowiek, który dokonał otwarcia był w zastępstwie - w zastępstwie wojewody, w zastępstwie prezydenta miasta, w zastępstwie dyrektora festiwalu..." a później już mógł być sobą. Koncert wyreżyserowany i prowadzony przez Jurka Porębskiego przebiegał w przesympatycznej atmosferze wspomnień i powrotów, choć jak powiedział Poręba - nie oznaczało to, że nie można było śpiewać nowych piosenek. Koncert rozpoczęła Gdańska Formacja Szantowa prezentując kilka premierowych utworów, w tym dwa nagrodzone później przez Jury festiwalu Shanties 2007. Szczególną wymowę w kontekście wydarzeń ostatniego roku (wielka emigracja młodych ludzi z Polski), miała piękna ballada "Gdy fruniesz do Irlandii". Dla tych, którzy pamiętają wydarzenia ubiegłego roku, znaczące też było to, że na mandolinie zagrał Johnson.

 
W koncercie wystąpili:
  • Gdańska Formacja Szantowa,
  • Ryszard Muzaj,
  • Jerzy Porębski (Poręba z wysp),
  • Andrzej Korycki,
  • Mirosław Kowalewski (Kowal),
  • Grzegorz Tyszkiewicz (GooRoo) i Janusz Piotrkowski,
  • Flash Creep,
  • Groms Plass (Narwik, Norwegia),
  • Krewni i Znajomi Królika,
  • ALL HANDS ON DECK

      Szczególne wrażenie podczas tego koncertu wywarł na mnie występ Ryszarda Muzaja. Zawsze darzyłem wielkim sentymentem śpiewane przez niego piosenki, podziwiałem sposób interpretacji i wykonanie. Jednak dotychczas nie zdarzyło mi się zobaczyć Rysia Muzaja w roli "szołmena". Owszem bywało, że zapowiadał swoje występy solowe, ale tym zapowiedziom, mimo że często ciekawym, jakby brakowało ikry. Tym razem Rysio Muzaj wygrzebał przecudnej urody perełki polskiej piosenki morskiej, głównie ze zbioru Haliny Stefanowskiej - "Rozśpiewane Morze" i podał je nam w pełnej humoru i osobistych refleksji oprawie.
Jurek Porębski - największy bard i gawędziarz polskiej sceny szantowej, podzielił się z nami piękną anegdotą o Ludku Mączce. Gdy w latach 70-tych, a może 80-tych pewna młoda i atrakcyjna szczecińska dziennikarka zadała Ludomirowi Mączce pytanie - co żeglarze tacy jak on robią na środku oceanu, gdy wokół szaleje sztorm, piętrzą się fale wielkie jak domy, a jachtem targa wicher - czy się nie boją, czy nie myślą o ucieczce, o poddaniu się, o zamknięciu się w kajucie i zdaniu na łaskę i niełaskę oceanu - Ludek spojrzał na nią i niespodziewanie zapytał - Czy ma Pani chłopaka? Dziennikarka zaskoczona odpowiedziała, że tak - ma. A czy zabiera panią czasem na dancingi albo prywatki? - pytał dalej. No - tak, zabiera. A niech mi pani powie co wy tam wtedy robicie? Całkiem już skonfudowana dziennikarka, nie wiedząc do czego ten człowiek zmierza odpowiedziała - Po prostu tańczymy. Ludek na to - No widzi pani - my tam na oceanie... też po prostu tańczymy. Tak Poręba zapowiedział swą piękną balladę "Tańcz miła tańcz (Sztormowa noc)".
Po raz pierwszy w Krakowie pojawiła formacja szantowa w składzie Andrzej Korycki i Mirosław Kowalewski (częściowo z udziałem Jurka Porębskiego), którą przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Często krzykliwy i rubaszny styl Kowala, zupełnie nie pasuje mi do inteligentnego i wyszukanego humoru Andrzeja Koryckiego. Jakoś tak już jest, że większość piosenek Andrzeja Koryckiego podoba mi się w jego solowym wykonaniu z gitarą, względnie z towarzyszeniem innych instrumentów - drugiej gitary, fortepianu czy trąbki Poręby. Niemniej jednak miło było usłyszeć pełną humoru premierową piosenkę "Rejs tawerną" (dzięki Andrzeju!) o pewnej niezwykłej tawernie, w której wszystko może się przydarzyć, czy powrócić we wspomnieniach do "Mew" Tomka Opoki albo ulubionej przez publiczność "Magdy" (na bis).
Bardzo udany był występ Grzegorza GooRoo Tyszkiewicza z debiutującym na Shanties skrzypkiem - Januszem Piotrkowskim. Grzegorz, nawiązując do tematu festiwalu - powrócił do trochę już zapomnianego nurtu w polskiej piosence żeglarskiej - do twórczości Krzysztofa Klenczona. Okazało się, że dawne hity "Wróćmy na jeziora", "Port" czy najpopularniejszy "10 w skali Beauforta" porwały krakowską publiczność do wspólnego śpiewania.
Zespół Flash Creep przyzwyczaił nas już do bardzo spokojnych i nastrojowych ballad, choć w tym roku zaprezentował repertuar nieco bardziej zróżnicowany. Delikatny i miękki głos Izy w spokojnych balladach, przeobrażał się w pełny i drapieżny np. w "Złości".
Pierwszym wykonawcą zagranicznym, który wystąpił na tegorocznych Shanties był doskonale już znany krakowskiej publiczności zespół Groms Plass z Narviku w Norwegii. Na temat tego zespołu pisałem już przy okazji Shanties 2003, a w tym roku również w opisie koncertu poniedziałkowego. Wystarczy wspomnieć, że "chłopcy z placu Gromu" zostali gorąco powitani przez publiczność Rotundy, a ich przeboje Toget, Originalan czy spolszczony Krigeren Grom śpiewano jakby to były nasze rodzime utwory (i jakbyśmy wiedzieli o czym śpiewamy). ;-)
Na koniec koncertu wspomnień wystąpiło "najstarsze śpiewające małżeństwo - zaraz po Andrzeju i Elizie", jak przedstawiła siebie i Jacka - Beata Bartelik-Jakubowska. W tak okrojonym, dwuosobowym składzie, Krewni i Znajomi Królika (bo o nich mowa), powrócili do swoich przebojów sprzed lat takich jak "Tańcowanie", "Jesień" czy "Oczekiwanie". Nie mogło też zabraknąć "Niedźwiadka", który został opatrzony bardzo sympatycznym pozdrowieniem Królika - Jarka Zajączkowskiego, który spędzając połowę każdego roku na Spitzbergenie, postanowił na jakiś czas zmienić klimat i wyjechał do Australii. Zapomniał jednak o tym, że tam teraz trwa sezon polowań na króliki, a nam pozostało mieć nadzieję, że w Australii nie poluje się na króliki polarne! ;-)

      Noc z czwartku na piątek (Tawerna Stary Port)
Nocne szantowanie

      Pierwsza noc szantowa w tawernie


23.02.2007 r. - Piątek

      Godzina 11:oo (Rotunda)
Koncert dla Dzieci - "Hej, wyruszymy dziś na morze"

      Podczas festiwalu Shanties 2007 pojawiło się sporo nowości programowych i organizacyjnych. Jedną z nich było zorganizowanie dwóch różnych koncertów dla dzieci. Pierwszy z nich okazał się wspaniałym spektaklem o tematyce morskiej, autorstwa Iwony Smołkowicz, wyreżyserowanym przez Annę Górecką z zespołu Passat. Muzycy z zespołów Segars i Passat z towarzyszeniem młodzieżowego zespołu Happy Crew stanowili kadrę oficerską i załogę wymarzonego przez dzieci żaglowca płynącego do Lowlands Low. Przez ponad półtorej godziny dzieci mogły poznać zasady panujące na dawnych okrętach, jak wyglądała praca marynarzy, czym się zajmowali kapitan, sternik, bosman, kuk, co to są szanty, pieśni kubryku, pieśni wielorybnicze, co to jest kabestan, kto to był shantyman, czy wieloryb jest rybą... Bardzo ciekawymi momentami koncertu były prezentacje tradycyjnych tańców - irlandzkiego i marynarskiego matelota, a także praca przy kabestanie. Koncert obfitował także w konkursy z nagrodami, a dziecięca publiczność była zachwycona udziałem w tym spektaklu.
Pomysłodawcom i organizatorom koncertu należą się gorące podziękowania i gratulacje, bowiem nic tak nie cieszy jak radość dzieciaków. Szczególne podziękowania należą się ofiarodawcom nagród dla dzieci (podziękowania zwłaszcza dla Miry Urbaniak, która tuż przed koncertem, worek z prezentami uzupełniła gadżetami z The Tall Ships' Races 2007). Jak napisała mi współorganizatorka koncertu - Pola z zespołu Passat - "jako pedagog z wykształcenia wiem, że dzieci cieszą nawet maleńkie rzeczy, tym bardziej, jeśli zostały wygrane w konkursie", a ja, mimo że nie jestem pedagogiem, również wyrażałem podobną opinię przy opisie koncertu dziecięcego w ubiegłym roku.
Koncert ten pokazał, że pomysł tworzenia i śpiewania dla dzieci, zapoczątkowany 15 lat temu przez Mirka Kowalewskiego i Zbyszka Murawskiego, znajduje godnych kontynuatorów wśród młodszych wykonawców. Pozostaje życzyć by wystarczyło im chęci, sił i weny na kolejne lata, ku uciesze dziecięcej publiczności. TAK TRZYMAĆ!!!

      Godzina 18:oo (Rotunda)
Koncert Szanty Klasycznej - "Pora w morze nam"

      150-ta rocznica urodzin wybitnego polskiego pisarza marynisty - Josepha Conrada Korzeniowskiego stała się motywem przewodnim koncertu szanty klasycznej prowadzonego przez Andrzeja Grzelę z zespołu Ryczące Dwudziestki. Qńa z wrodzoną swobodą wplatał fakty z życia Conrada w zapowiedzi przed występami kolejnych wykonawców. Jako pierwsi wystąpili Mechanicy Szanty, którzy jak sami stwierdzili - wyszli na scenę z instrumentami tylko dlatego, że są do nich bardzo przywiązani. I rzeczywiście na koncert szanty klasycznej przygotowali w przeważającej części repertuar a capella.

 
W koncercie szanty klasycznej wystąpili:
  • Mechanicy Szanty,
  • Press Gang (Dublin - Irlandia),
  • Perły i Łotry,
  • Stare Dzwony,
  • Risor Shanty Choir (Norwegia),
  • Ryczące Dwudziestki

      Najbardziej klasyczni z klasycznych byli oczywiście rodowici mieszkańcy Irlandii - zespół Press Gang z Dublina. Zespół śpiewa klasyczne szanty od ponad 30 lat. Przez te lata transformował się i zmieniał skład. Obecnie w składzie czteroosobowym (Niall Fennell, Pat Sheridan, Tom Crean i Seán Corcoran) tworzą grupę Press Gang, natomiast pięcioosobowo (Press Gang + Jack Harrison) ewoluują do znanej formacji Warp Four.
Solidną dawkę pieśni a capella i doskonałej pełnej humoru zabawy zapewnił nam zespół Perły i Łotry - obchodzący w tym roku jubileusz 15-lecia istnienia na polskiej scenie szantowej. Występ wokalny Pereł znakomicie uzupełniany i połączony w całość dowcipnymi komentarzami Michała "Doktora" Gramatyki, spinał też cały koncert za sprawą pieśni "Stary Malarkey" pochodzącej z repertuaru występujących na początku Mechaników Szanty oraz na końcu Ryczących Dwudziestek. Tematu powrotów dotknęli swoim utworem pt. "Stary ląd" sprzed 13 lat, a nie zabrakło też premiery, którą okazała się bardzo ładna, melodyjna i świetnie zaaranżowana pieśń "Dał ci życie Pan" z debiutującym w niej nowym nabytkiem Pereł - Markiem Wójcikiem.
Klasycznego repertuaru szantowego, choć często w zupełnie nowych, bardzo współczesnych aranżacjach, dostarczył nam zespół Stare Dzwony, który przy okazji przyznał się do 25-lecia obecności w zespole Marka Szurawskiego. Stare Dzwony prezentując znane wszystkim utwory, opatrywał je wesołymi komentarzami i żartobliwą formą interpretacji. Ich występ został doskonale przyjęty przez publiczność - wywołani na bis zaśpiewali "Leave her Johny". Najbardziej żałuję, że zapowiedziana premiera (już mi podskoczyło ciśnienie - Stare Dzwony i PREMIERA!) okazała się doskonale wszystkim znaną pieśnią "24 lutego". Też dałem się nabrać...
Bardzo ciekawym występem popisał się norweski Risor Shanty Choir śpiewający klasyczny repertuar szantowy w swoim narodowym języku. Publiczność miała świetną zabawę przy śpiewaniu polskich lub angielskich słów do znanych sobie melodii. Ogromną dawkę humoru dostarczyła zapowiedź zespołu w wykonaniu Qńi, który "tłumaczył" prezentację lidera zespołu z norweskiego na polski. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się, że Risor Shanty Choir jest prawdopodobnie najstarszym zespołem szantowym w Europie, a może i na świecie. Założony w 1936 roku, w szczytowym okresie liczył ponad 100 osób. Zespół zaprezentował się już krakowskiej publiczności 7 lat temu, a i tym razem został bardzo ciepło przyjęty. Prawdziwym rarytasem dla koneserów stało się wspólne wykonanie pieśni "Skjala" (Rodr Vikingar) i "North-West Passage" wraz z Ryczącymi Dwudziestkami. RO'20 zaśpiewały również oczekiwany przez wszystkich "Trimartolot" i doskonale zaaranżowaną na głosy piosenkę "Morze moje morze" (? - nie jestem pewien co do tytułu).

      Godzina 23:oo (Rotunda)
Koncert Nocny - "Noc Kapitana Białej Floty..." - koncert piosenek żeglarskich nie całkiem serio

      Do tradycji krakowskich Shanties weszło już to, że piątkową noc wypełnia koncert piosenek żeglarskich "nie całkiem serio". Ten właśnie koncert rozpoczął Waldemar Mieczkowski piosenką "Pogodne popołudnie kapitana Białej Floty" autorstwa Andrzeja Waligórskiego (tak tak - TEGO Waligórskiego od Dreptaka i "Rycerzy Trzech") z repertuaru legendarnego duetu - Małgorzaty Zwierzchowskiej i Olka Grotowskiego (autora muzyki do tej piosenki). Jak się okazało, piosenka doskonale znana doroślejszej części widowni, natychmiast podbiła serca młodzieży i po drugiej zwrotce już cała sala śpiewała "transatlantyki na oceanach...", a przy słowach "pańskie zdrowie kapitanie!" wszyscy prawie jednomyślnie wskazali na kapitana Waldka Mieczkowskiego. :-)
Koncert obfitował w dobrze znane i zupełnie nowe humorystyczne piosenki żeglarskie oraz pastisze znanych przebojów żeglarskich dokonane przez Jacka Jakubowskiego, trójmiejski kabaret Limo lub przez samych autorów.
Zaskoczył mnie zespół Falsh Creep znany raczej z bardzo nastrojowych ballad, który tym razem "popełnił" humorystyczny tekst "bombka ładna taka, że ojej" - o podłożu terrorystycznym, do melodii znanej szanty "John Kanaka". :-) Równie zaskakującym i powodującym gromkie wybuchy śmiechu na widowni okazał się pastisz "Amsterdamu" Jacques'a Brel'a w wykonaniu Andrzeja Koryckiego - "Jest chłop wielki jak świat co się zwie Jacek K., dziewiętnaście ma lat i wyroki ma dwa..." o podtekście... ech - kto był ten wie jakim... ;-) Ale szczyt humoru osiągnął Jurek Porębski w roli "najstarszego rapera ze Świnoujścia", który tak przerobił "Jejku jejku", że doprowadził publiczność do łez (ze śmiechu!). Niestety nie da się tego powtórzyć, a moje próby zanotowania czegokolwiek skutecznie niweczyły wybuchy śmiechu. Poręba - odwieczny poszukiwacz kei - odczytał też "poemat" o tym co się stało z Beatą i siedmioma dziewczętami z Albatrosa. Stłukla zaśpiewał "On zszedł na dół z szufelką śmieci..." na melodię "Shenandoah", a Klang odkurzył piosenkę dawno już nie śpiewaną na Shanties "O skutecznym rad sposobie na życie i w nim powodzenie kobiecie polskiej utwór dedykowany i zalecany" (sł. i muz. Piotr Milewski), choć w interpretacji nieco słabszej od oryginału.
Nie da się tu opisać wszystkich gagów i śmiesznostek jakie miały miejsce podczas tego koncertu - powstawały takie formacje jak Muzaj-Mieczkowski-Jakubowski czy Kowal-GooRoo-Jakubowski, a w tle towarzyszyły im urocze dziewczyny z sekcji programowej; Stłukla śpiewał o PZPN, a Kowal o pływających po morzach cygańskich taborach... :-) To po prostu trzeba było zobaczyć i usłyszeć.

 
W koncercie wystąpili:
  • Gdańska Formacja Szantowa,
  • Piotr Zadrożny,
  • Flash Creep,
  • Krewni i Znajomi Królika,
  • Andrzej Korycki,
  • Jerzy Porębski,
  • Mirosław Kowalewski,
  • Dariusz Ślewa (Stłukla),
  • Grzegorz Tyszkiewicz (GooRoo),
  • formacja w składzie Ryszard Muzaj, Waldemar Mieczkowski, Jacek Jakubowski,
  • Klang

      Noc z piątku na sobotę (Tawerna Stary Port)
Nocne szantowanie

      Druga noc szantowa w tawernie


24.02.2007 r. - Sobota

      Godzina 11:oo (Rotunda)
Koncert dla Dzieci - "Żagle staw"

      Sobotni koncert dziecięcy to już 15-letnia tradycja festiwalu Shanties. Tym razem odbył się bez wyraźnego tematu, bez ulubionych przez dzieci konkursów z nagrodami i bez dodatkowych atrakcji organizowanych przez sponsorów. Jedynym "dodatkiem" był szczeciński Gryf rozdający balony The Tall Ships' Races 2007. A może to ja już popadam w starcze zrzędzenie, bo obserwując rozbawione dzieciaki widziałem, że jakoś im to nie przeszkadzało... (choć słyszałem podobną - dość bezpośrednią opinię pewnego dziecka i to nie mojego). ;-) Sam koncert prowadzony przez zespół Zejman i Garkumpel obfitował w znane już od kilku lat oraz zupełnie nowe piosenki o tematyce wodno-żeglarsko-płetwonurkowej. ;-) Przebrania Kowala i "wygibasy" Tadzia Melona bawiły dzieciaki i rozśmieszały do łez rodziców. Prawie wszystkie piosenki mają proste słowa, zawierają elementy edukacyjne i są tłem do zabaw ruchowych, a to gwarantuje, że bawiąc uczą i nie nudzą. Dziecięca publiczność doceniała to na swój sposób - piskami i wrzaskami - oczywiście z radości. ;-)
Największym hitem koncertu okazał się Kowal-płetwonurek, którego publiczność powitała salwą śmiechu. Zabawowa atmosfera udzieliła się też członkom zespołu - kiedy oryginalna wędka okazała się niewypałem, Tadziu natychmiast zrobił wędkę ze swojego smyczka. Sam kapitan Kowal popłakał się ze śmiechu gdy zamiast lunety Zbyszek Murawski podał mu odwróconą wędkę (teleskopową), a później jeszcze raz gdy z ust młodego widza dowiedział się, że "wiosło służy do odpychania wody". Mnie za to urzekły słowa piosenki:

A ja cicho nad jeziorkiem
Z wędką rano i wieczorkiem
Kręcę sobie kołowrotkiem,
Może złapię płotkę

Przy okazji dowiedzieliśmy się, że wkrótce na ekrany polskich kin wejdzie film dla dzieci pt. "Wielka wędrówka", z muzyką zespołu znaną właśnie z koncertów dziecięcych. Szkoda tylko, że do Rotundy nie dostało się bardzo wielu chętnych, przyzwyczajonych do tego, że przed koncertem w hali Wisły można było bez problemu kupić bilety. Tym razem biletów na koncert dziecięcy zabrakło już na kilka dni przed festiwalem.
Poważnym mankamentem tego koncertu, na który sam zwracam uwagę, ale słyszałem też wiele podobnych uwag od znajomych, jest potworny hałas wydobywający się z głośników. O ile na koncertach dla dorosłych może to być akceptowalne, o tyle na koncercie dziecięcym to przesada. Nie podobał mi się też dobór instrumentarium zespołu - szczerze mówiąc podczas całego koncertu nie słyszałem nic prócz sekcji rytmicznej - dwie (!) perkusje i bas. Tadziu na scenie właściwie tylko "wyglądał" bowiem jego skrzypce zginęły w łomocie dobywającym się z tyłu sceny. Mam nadzieję, że zespół weźmie pod rozwagę te słowa krytyki, bo to w końcu koncert dla dzieci, a nie hardrockowa impreza.

      Godzina 17:oo (Rotunda)
Koncert Szant i Pieśni Kubryku - "Cumy rzuć"

      "Koncert Szant i Pieśni Kubryku" to kolejna festiwalowa nowość i kolejny sukces. Już po zapoznaniu się z programem festiwalu miałem ogromny "apetyt" na ten koncert. Po pierwsze dlatego, że zawsze tęsknię za tymi bardziej tradycyjnymi wykonaniami pieśni żeglarskich, morskich i pieśni kubryku i zawsze odczuwam ich niedosyt. Po drugie dlatego, że reżyserią i prowadzeniem mieli się zająć członkowie zespołu Banana Boat - doskonale znanego ze świetnych relacji z publicznością. I wreszcie po trzecie dlatego, że zawsze mnie interesują eksperymenty i nowości na festiwalu.
I jak przystało na Banana Boat oraz ich teatralno-kabaretowe talenty, koncert rozpoczęło indiańskie "wcielenie" Maćka Jędrzejko oraz wniesiona na scenę mumia "Starego Stormy'ego" (w tej roli z ogromnym poświęceniem wystąpił Paweł Jędrzejko), która po postawieniu na scenie zaczęła śpiewać. Po takim wstępie na scenę wyszedł pierwszy debiutant tegorocznych Shanties - zespół Mohadick z Poznania. Ogólnie debiutant wypadł bardzo dobrze, a ich znany już z konkursu kawałek "Hej chłopcy" natychmiast porwał publiczność do wspólnej zabawy. Zespół przyciąga uwagę bardzo dobrym, pasującym do repertuaru głosem wokalisty oraz bogatym, świetnie brzmiącym instrumentarium - concertina, harmonijka ustna, skrzypce, banjo, gitara akustyczna, gitara basowa. Skrzypaczka tryska na scenie energią i widać, że to co robi sprawia jej ogromną radość. Mohadick zwrócił już moją szczególną uwagę podczas koncertu konkursowego, który odbył się w styczniu. Okazało się jednak, że na Shanties chyba trochę zjadła ich trema bowiem występ konkursowy zrobił na mnie nieco lepsze wrażenie.
Po występie scenicznym zespołu Mohadick objawiła się jeszcze jedna niespodzianka tego koncertu - pomysł reżysera - Maćka Jędrzejko, aby wszystkie występujące zespoły schodząc ze sceny schodkami do publiczności śpiewały "unplugged" wraz z publicznością wybraną przez siebie szantę klasyczną. Pomysł okazał się wprost genialny i zyskał ogromne uznanie, co znalazło odzwierciedlenie w podejmowanym przez widzów wspólnym szantowaniu. Aż nie mogłem uwierzyć, że nikt dotychczas jeszcze na to nie wpadł - zespół śpiewający a capella wśród widowni uwalniał scenę dla kolejnego wykonawcy, który w tym czasie się ustawiał, podłączał itp., tymczasem publiczność świetnie się bawiła nawiązując bezpośredni kontakt z zespołem przez wspólne śpiewanie. Mohadick zaśpiewali "W górę raz! Hej ciągnąć tam!"
Niesamowitych wrażeń dostarczył nam występ reaktywowanego 3 lata temu zespołu Tonam & Synowie. Zespół owacyjnie powitany przez publiczność wystąpił ze swoim najlepszym i najbardziej znanym repertuarem pieśni śpiewanych a capella - "Essequibo River", "La Rochelle", "Sally Brown" czy "Lody Grenlandii". Nie zabrakło też fantastycznego wykonania pieśni "Banana Boat" dedykowanej dla zespołu, dzięki któremu wrócili na scenę po 9 latach nieobecności i który przez wiele lat podtrzymywał popularność ich piosenek, włączając je do swego repertuaru - mowa oczywiście o Banana Boat. Piosenka została wykonana w doskonałym aranżu z "tamtamami" w tle, imitowanymi "paszczowo" przez "człowieka orkiestrę" - Marcina Murata. Marcin, nazywany przez kolegów z zespołu "Marcinkiem", na scenie ani przez chwilę nie zachowuje powagi - wystarczy jedno spojrzenie na niego aby człowieka rozbawić. W czasie koncertu dał również niesamowity popis swoich umiejętności w sztandarowym utworze Tonamów - "The Lion Sleeps Tonight", a zwłaszcza w jego zakończeniu kiedy to zamienił się w żywą perkusję. ;-) Jednak największą furorę wśród widzów zrobiła fińska piosenka "Levan polkka", rozpopularyzowana na świecie przez zespół wokalny Loituma. "Atari" zapowiedział ją z przymrużeniem oka, jako piosenkę fińskiej dziewczyny z nadmorskiej wioski, oczekującej na swojego chłopaka, żeby wrócił z morza. Całe szczęście, że na widowni nie znalazł się nikt znający język fiński. ;-) A do wspólnego śpiewania "unplugged" zespół wybrał dawno nie śpiewaną na Shanties pieśń "Biały Minch" - ciarki przechodziły po plecach gdy cała Rotunda chórem śpiewała:

Razem chłopcy - uciekajmy stąd
Rwijmy za liny, odwróćmy ten cholerny blok...

Kolejnym wykonawcą na scenie krakowskiej Rotundy był zespół Passat z Bytomia prezentujący "kobiecy punkt widzenia" w śpiewaniu o morzu i ludziach z nim związanych. Takie były piosenki "Tawerna" czy "Portowy sen". Nawet "Nostalgia" Janusza Sikorskiego jakaś taka bardziej nostalgiczna się zrobiła w ich wykonaniu (jak dla mnie trochę zbyt nostalgiczna). Passat wystąpił w nieco uszczuplonym składzie, ale nie przeszkodziło to w porwaniu widowni do wspólnego śpiewania "Marchete":

Bawmy się do białego dnia, wypijmy za chwile zapomnienia
I za dziewczynę co śliczne oczy ma - na morzu zostaną wspomnienia...

W tym miejscu nastąpiła planowa przerwa w koncercie, którą w pierwszej części wypełnił rebus zainscenizowany przez żonę reżysera - Olę oraz Alę Plewnię, które w strojach z epoki Molly Malone (sądzę, że Molly nie byłoby stać na takie stroje...) ;-) "sprzedawały" "świeże kraby i małże" z koszyka wypożyczonego z Żabki. :-)
Zanim na scenę wyszli Irlandczycy z zespołu Press Gang, przed publicznością pojawił się "prof. Jędrzej Pawełko" z niezwykle zajmującym ;-) wykładem na temat szant. Styl owego wykładu nieodparcie przywodził mi przed oczy obraz z "Rejsu" Marka Piwowskiego z monologiem na temat malarzy holenderskich. ;-)
Press Gang zaprezentował najbardziej klasyczne brzmienie tradycyjnych szant w oryginalnej interpretacji. Doskonale znane szantowej publiczności "Shenandoah" czy "Drunken Sailor", jak również coś w swoim ojczystym języku. Do publiczności wyszli z klasyczną "Cheely Man", którą żywo podchwycili uczestnicy tego widowiska.
Drake zagrali, zgodnie z oczekiwaniami bardzo dobrze, choć w moim odczuciu trochę bez wyrazu. Występująca wcześniej z nimi dziewczyna zdecydowanie dodawała zespołowi wigoru i uroku. Teraz poza dobrą muzyką nic ciekawego się na scenie nie dzieje - nuda.
Klang po raz kolejny dał wspaniały popis wokalny, a przy okazji przyznał się, że właśnie obchodzą 10-lecie istnienia, które zamierzają świętować w Starym Porcie... Przy okazji, w ramach festiwalowych powrotów, mogliśmy posłuchać dobrze już znanych przebojów "Mary Lee", "Kliper Sue" czy "Grog".
Cztery Refy rozpoczęły swój recital od przypomnienia, że krakowskie Shanties, nie były pierwsze, bowiem już 30 lat temu w Górkach Zachodnich odbyła się Giełda Piosenki Żeglarskiej SZANTY'77, na której protoplaści Czterech Refów - zespół Refpatent, wylansował m.in. utwór "Cumy rzuć! Żagle staw!". W nawiązaniu do tytułu tegorocznego festiwalu, Cztery Refy powróciły właśnie do tego utworu, a także zaśpiewały "Powroty" (?) ("powracać nam trzeba..."). Zespół, jak można było się spodziewać, zaprezentował doskonałe klasyczne brzmienie - może nie aż tak ortodoksyjne jak Irlandczycy, ale tradycyjne i bardzo charakterystyczne.
No i wreszcie Wielki Finał w wykonaniu Banana Boat - takiego finału wielu mogłoby im pozazdrościć. Wystarczy powiedzieć, że podczas "Zęzy" na scenie ni stąd ni zowąd pojawiło się dwoje kilkuletnich dzieci, które wspólnie z zespołem śpiewały i "pompowały" zęzę, a Maciek z okazji imienin został obdarowany bananami, które na miejscu spożywał i częstował nimi kolegów z zespołu i publiczność. Na sam koniec wszyscy wykonawcy odśpiewali "Maui" oraz "Leaving Liverpool".

Podczas koncertu wystąpili:

  • Mohadick,
  • Tonam & Synowie,
  • Passat,
  • Molly Malone i profesor Jędrzej Pawełko, ;-)
  • Press Gang,
  • Drake,
  • Klang,
  • Cztery Refy,
  • Banana Boat,
  • ALL HANDS ON DECK,

      Jak już pisałem na wstępie, Koncert Szant i Pieśni Kubryku w takiej formule odbył się na krakowskich Shanties po raz pierwszy. Wspaniałą atmosferę tego koncertu zawdzięczamy doskonałej reżyserii, świetnemu doborowi wykonawców i jak sądzę, pomysłowi wspólnego śpiewania najpopularniejszych szant wśród publiczności. Dodatkowego uroku występom zespołów dodawała przechadzająca się po scenie Elik (Ela Chrobot) w stroju "z epoki" oraz kolejne zaskakujące wcielenia prowadzącego koncert Maćka Jędrzejko.

      Godzina 22:oo (Rotunda)
Koncert Współczesnej Piosenki Żeglarskiej - "Powiał dobry wiatr"

      Tradycyjnie w sobotni wieczór nad festiwalową sceną, niepodzielną władzę objął Grzegorz GooRoo Tyszkiewicz. Aby utwierdzić siebie i licznie zgromadzonych widzów w tej świadomości, GooRoo rozpoczął koncert od uroczystego ślubowania, w którym każdy obecny zobowiązywał się między innymi do doskonałej zabawy, aprobowania wszystkiego co się będzie działo, wysławiania koncertu, wykonawców i prowadzącego, puszczania w niepamięć ewentualnych potknięć i lapsusów językowych, których i tak miało nie być, a w przypadku złamania owego ślubowania, z tytułu zadanych szkód, każdy zobowiązał się do śpiewania szant gdzie tylko się da do końca życia. No i cóż ja mógłbym po takim ślubowaniu napisać? ;-) Dlatego rozmawiając z GooRoo po koncercie otrzymałem swego rodzaju dyspensę - przyzwolenie na pisanie prawdy... Trudno jednak powiedzieć co jest prawdą opisując własne wrażenia z koncertu. Wszak zawsze są to wrażenia - rzecz gustu. Ale do rzeczy.
Jako pierwszy na scenę wkroczył drugi debiutant na tegorocznych Shanties - zespół Morże Być (tak - to nie pomyłka, tak się pisze nazwę tego zespołu). Podobnie jak Mohadick, zespół został jednogłośnie zakwalifikowany na festiwal podczas styczniowego konkursu i był wówczas jednym z moich trzech typów do tej promocji obok Mohadick i Betty Blue. Zespół natychmiast poderwał publiczność do zabawy "Tangiem na wyjście z portu" i kolejnymi energetyzującymi interpretacjami autorskich piosenek o tematyce "okołożeglarskiej". Wreszcie do tego stopnia rozgrzali widzów swoją "Bulianną", że ci nie wypuścili zespołu bez bisu - szkoda tylko, że na bis nie zaśpiewali czegoś nowego zamiast "Włóczęgi" już raz wykonanej w tym recitalu. Uwagę moją zwróciło również to, że Ignac prawie przestał zjadać końcówki... to znaczy było znacznie lepiej, ale gdzieniegdzie jeszcze musi troszeczkę popracować. :-)

Podczas koncertu wystąpili:

  • Morże Być,
  • Mietek Folk,
  • Samhain,
  • Zejman & Garkumpel,
  • Smugglers,
  • Flash Creep

      Zespół Mietek Folk - sól Ziemi Bartoszyckiej ;-) wystąpił w nieco okrojonym składzie - bez perkusji - co nie przeszkodziło w dostarczeniu kolejnej dawki energii. Przy okazji byliśmy świadkami wspólnego wykonania piosenki "Morskie Pogody" wraz z Grzegorzem Tyszkiewiczem, kilku świetnych improwizacji gitarowych i ciekawej przeróbki "Another Brick in the Wall". No i na koniec nie obyło się bez bisu.
Zespół Samhain z Lublina, po raz kolejny na krakowskim festiwalu, zagrał bardzo dobry recital folku - głównie irlandzkiego, w którym niebagatelną rolę odegrały dwie skrzypaczki. ;-) Mechanicy Szanty jak zwykle poderwali młodszą część widowni do tańca. Zejman & Garkumpel zaczął od "Samanty", na którą 21 lat temu na Shanties nikt nie zwrócił uwagi, ale prawdziwą furorę zrobiła premierowa piosenka "Hej obudzę fale" o podtekście politycznym bardzo na czasie. Zespół Smugglers, w bardzo zmienionym składzie, brzmiał jak dla mnie trochę zbyt spokojnie. Przyzwyczaiłem się już do mocno brzmiących interpretacji piosenek w ich wykonaniu, a tymczasem wygląda na to, że Beata Bartelik-Jakubowska wpłynęła na stonowanie i uspokojenie dawnego temperamentu zespołu (Choć Jachu stanowczo temu zaprzecza, twierdząc, że Beata nie ma z tym nic wspólnego - no cóż...). ;-) Koncert zakończył się około godziny drugiej w nocy wspólnym wykonaniem piosenki "Dziwny skrzypek", poświęconej, zmarłemu rok temu, Józkowi Kanieckiemu.

      Noc z soboty na niedzielę (Tawerna Stary Port)
Nocne szantowanie

      Trzecia noc szantowa w tawernie


25.02.2007 r. - Niedziela

      Godzina 14:3o (Rotunda)
Koncert Sea Folk u źródeł - "Gdy zabraknie mi żagli"

      Koncert Sea Folk u źródeł to trzeci koncert w programie tegorocznego festiwalu będący nowością, a wręcz został określony przez organizatorów jako eksperyment. I zarówno w mojej opinii jak i wielu znajomych był to eksperyment bardzo udany. Pomysł pokazania w ramach jednego koncertu, folkowych korzeni, z których wywodzi się większość tradycyjnych szant i pieśni kubryku, okazał się bardzo wartościowym elementem festiwalu Shanties. Tym bardziej, że kilku znakomitych wykonawców, którzy dotychczas różnie byli przyjmowani ze swoją twórczością na tradycyjnych koncertach szantowych, na tym koncercie znalazło idealne miejsce dla pokazania swoich dokonań.
Zespół Krewni i Znajomi Królika, który zawsze w swojej twórczości czerpał z oryginalnych źródeł folku irlandzkiego, przenosząc charakterystyczne brzmienia tamtej muzyki na rodzimy grunt poprzez dodanie polskich tekstów, przypomniał kilka swoich dawnych przebojów - "Kaszubska pastorałka" (bardziej znana jako "Wigilijny śledź"), "Irlandka" czy "Jesień".
Yank Shippers z Sanoka pokazał, że folk nie ma granic. Czerpiąc inspirację z folku europejskiego - zachodniego, wschodniego, północnego, południowego i rodzimego, osadzają go z powodzeniem w autorskich balladach, skocznych tańcach jak i bojowych pieśniach korsarskich, do których przeważnie sami piszą słowa.
Shannon to zespół o ogromnym dorobku artystycznym, dobrze już znany krakowskiej publiczności. Występował zarówno na festiwalu Shanties (w 2005 roku w ramach projektu Ryczące-Shannon) jak i na imprezach takich jak festiwal recyklingu czy koncerty w Starym Porcie. Zespół gra przede wszystkim muzykę celtycką, ale sięga również po tak egzotyczne brzmienia jak folk rodem z Mongolii. W czasie ich recitalu mogliśmy usłyszeć między innymi fantastyczne wykonanie "Tri Martolod" oraz chyba najszybszą wersję "Whisky in the jar".
Zespołu Hambwenah z Sandomierza nie trzeba przedstawiać bowiem na krakowskich Shanties gościł już wielokrotnie. Podczas koncertu zagrali i zaśpiewali tradycyjne polskie pieśni flisackie i inne regionalne pieśni związane z pływaniem. Między innymi bardzo ciekawą "odmiankę czyli wariant" pieśni "Hej żeglarzu żegluj że". Na uwagę zasługuje fakt, że lider zespołu Grzegorz "Świtza" Świtalski występuje w tradycyjnej koszuli ludowej (może nawet flisackiej), a znaczenie ma tu nawet kolor haftu na mankietach rękawów.
Zespół Beltaine można uznać za debiut tegorocznych Shanties mimo, że gra on rocznie kilkadziesiąt koncertów, ma na swoim koncie płytę i występy na festiwalach w kraju i za granicą. W swoim recitalu zaprezentowali własne nowoczesne i dynamiczne interpretacje utworów o celtyckich korzeniach oraz ogromnej dawce energii, tak że po chwili takiego muzykowania przed scenę wybiegli obecni na koncercie tancerze z zespołu Comhlan. Muzyka grana przez Beltaine tak rozgrzała widzów, że nie dali oni odejść zespołowi bez bisu, którym okazał się świetnie zaaranżowany utwór "Foggy Dew".

Podczas koncertu wystąpili:

  • Krewni i Znajomi Królika,
  • Yank Shippers,
  • Shannon,
  • Hambawenah,
  • Beltaine

      Podczas koncertu brakowało mi większego zaangażowania ze strony prowadzącego ten koncert Piotra Zadrożnego, w przybliżenie kultury i tradycji związanych z wykonywanymi gatunkami muzyki czy poszczególnymi utworami. Brakowało też szerszego spojrzenia na tematykę Sea Folk - np. pokazu tradycyjnych tańców, rzemiosła, strojów itp. - może jakiś rzutnik z prezentacją? Myślę, że pomysł zorganizowania takiego koncertu był doskonały, ale aby przyciągnąć i zaciekawić nim publiczność należałoby nieco poszerzyć i jeszcze bardziej uatrakcyjnić jego formułę.

      Godzina 19:oo (Rotunda)
Koncert Finałowy "Czy powrócą na morze stare, smukłe żaglowce..."

      Wielkie żaglowce mają dla nas głównie znaczenie symboliczne - są symbolem wolności, mistrzostwa w podporządkowaniu sobie i wykorzystaniu wiatru i wody... Mniej więcej od takiej tezy rozpoczął Koncert Finałowy, reżyser i prowadzący go Marek Szurawski - legendarny szantymen, jeden z twórców polskiego ruchu szantowego, propagator kultury morskiej na falach rozgłośni harcerskiej i podczas warsztatów marynistycznych, autor książek i opracowań na temat szant, szantymenów i kultury morskiej, niegdyś przez kilka lat dyrektor artystyczny festiwalu Shanties, a obecnie posiadacz oryginalnych spodni z patchworku. :-) A temat tego koncertu nawiązywał do odbywających się w tym roku regat wielkich żaglowców The Tall Ships' Races i Zlotu Żaglowców w Szczecinie na zakończenie regat. W tym miejscu wypada napisać kilka słów na temat regat i samego zlotu. Finałowa impreza obejmująca między innymi zacumowanie wielkich żaglowców w najbardziej reprezentacyjnym miejscu Szczecina - przy Wałach Chrobrego, paradę załóg ulicami miasta, ogromną dyskotekę dla uczestników zlotu, warsztaty marynistyczne, koncerty i pokazy filmów, jarmark morski, wyścigi smoczych łodzi, bicie rekordu Guinessa we wspólnym tańczeniu matelota oraz wielki pokaz sztucznych ogni i pożegnalną paradę żaglowców oraz jachtów - odbędzie się w dniach od 4 do 7 sierpnia 2007 roku. Same regaty mają już ponad 50-letnią tradycję, a zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami, połowę załogi każdej jednostki musi stanowić młodzież od 15 do 25 roku życia. Regaty bałtyckie odbędą się w trzech etapach - z Arhus w Holandii do Kotki w Finlandii, etap towarzyski z Kotki do Sztokholmu w Szwecji i regaty ze Sztokholmu do Szczecina. Do Szczecina przybędzie ok. 70 jednostek z całego świata: Malezji, Rosji, Niemiec, Anglii, Szwecji, Danii, Belgii, Holandii i oczywiście z Polski - wśród nich te największe jak "Sjedov" i te najpiękniejsze jak "Aleksander von Humboldt".
Jak widać "...smukłe żaglowce" na morza powracają, choć może nie tak stare to jednak wielkie i piękne jak kiedyś. A wracając do koncertu, to finał jak można się było spodziewać, stał się przeglądem i mieszanką wszystkiego co na Shanties 2007 miało miejsce. W trakcie tego koncertu tradycyjnie odbyło się ogłoszenie werdyktu jury i wręczenie nagród laureatom (przynajmniej tym, którzy jeszcze byli obecni). Również w trakcie koncertu finałowego miało miejsce rozstrzygnięcie konkursu na wiersz, piosenkę lub limeryk o festiwalu Shanties.

 
Podczas koncertu finałowego wystąpili:
  • Ryczące Dwudziestki,
  • Jerzy Porębski,
  • Ryszard Muzaj,
  • Stare Dzwony,
  • Zejman i Garkumpel,
  • Tonam & Synowie,
  • Banana Boat,
  • Groms Plass (Narvik - Norwegia),
  • Risor Shanty Choir (Norwegia),
  • Mietek Folk,
  • ALL HANDS

      Ryczące Dwudziestki zadedykowały publiczności swój utwór "Nie pamiętam" ze szczególnym przeznaczeniem "na jutro, gdy żona spyta - co robiłem - nie pamiętam, - gdzie byłem - nie pamiętam, z kim... - nie pamiętam...". Jurek Porębski ćwiczył dykcję widowni w "Regatach" namawiając do wspólnego śpiewania "...i nie zaskwierczy w kilwaterze syk szampana, nie napnie fałów wściekły dech". Ryszard Muzaj, w swojej przepięknej balladzie "Samotność rejowca", nawiązał do starych żaglowców, których dni już przeminęły. Zespół Zejman & Garkumpel po raz ostatni oznajmił, że "hej - obudzi fale". ;-) Tonam & Synowie po raz ostatni wyśpiewał po fińsku swoją interpretację "Levan polkka". Banana Boat przenieśli nas "Negroszantą" "tam gdzie ciała są gorące, a kobiety chętne" (czyli, jak sami zauważyli - do Rotundy), a zespołowi Press Gang zadedykowali "Gone to Dublin Town". Następnie sceną zawładnęli Norwegowie. Zespół Groms Plass jeszcze raz ujął publiczność swoimi oryginalnymi aranżacjami autorskich piosenek, a śpiewany po polsku Krigeren Grom wywołał burzę oklasków. Natomiast Risor Shanty Choir rozpoczął swój występ od "streeptease'u". Występujący zwykle w oryginalnych strojach, przepasani powrozami, wszyscy przebrali się na scenie w koszulki "firmowe" Shanties. Jako ostatni wystąpił zespół Mietek Folk, a na początku ich recitalu mieliśmy rzadką okazję obejrzenia i wysłuchania Marcina Pacholskiego śpiewającego "Pożegnanie". Podczas występu zdarzyła się mała wpadka, którą "De'Gener" Waldek Iłowski błyskotliwie obrócił w żart - otóż "Kaczor" Waldek Krasowski w trakcie śpiewania "Pieśni o Pannie" zapomniał ostatniego wersu piosenki, na co "De'Gener" uznał, że "to zrozumiałe, w końcu ta piosenka ma tylko szesnaście lat!". ;-) Koncert i zarazem festiwal zakończyło tradycyjne wspólne odśpiewanie "Pożegnania Liverpoolu" przez wykonawców, organizatorów i publiczność.

      Noc z niedzieli na poniedziałek (Tawerna Stary Port)
Nocne szantowanie

      Czwarta noc szantowa w tawernie


26.02.2007 r. - Poniedziałek

      Godzina 19:3o (20:3o) (Tawerna "Stary Port")
Koncert "Pożegnanie gości zagranicznych" - zespół Groms Plass (Narwik - Norwegia)

      Ostatni koncert XXVI festiwalu Shanties odbył się w Tawernie "Stary Port" i był to tradycyjnie recital jednego z wykonawców zagranicznych - tym razem zespołu Groms Plass. W poniedziałkowy wieczór trzeba było przybyć do Starego Portu prawie dwie godziny przed koncertem aby zająć dobre miejsca w pobliżu sceny. A warto było tam się znaleźć bowiem "Chłopcy z Placu Gromu" świetnie nawiązują kontakt z publicznością i doskonale bawią się zarówno na scenie jak i poza nią w przerwach czy po koncercie. Ich twórczość jest bardzo mocno związana z okolicami Narviku, z którego pochodzą, z ludźmi, legendami, historią... Podczas koncertu, do swoich autorskich piosenek śpiewanych w ojczystym języku, dodawali zawsze kilka słów wstępu w języku angielskim. Dzięki temu mogliśmy na przykład poznać historię "Jezusa" z fiordu Rombaken, losy pomnika marynarza z Gromu albo dowiedzieć się, że gdy byli dziećmi, ich rodzice jeździli do Szwecji po cukier ponieważ tam był on dużo tańszy niż w Norwegii - tak powstała piosenka "pociąg po cukier" czy może "pociąg na cukrowej drodze". Te angielskie objaśnienia pomagały nam zrozumieć o czym śpiewają Norwegowie, resztę można było wyczytać z klimatu ich piosenek, melodii, rytmu, interpretacji. A niezapomnianych wrażeń dostarczyło spotkanie po koncercie z członkami zespołu: Bjornem, Knuttem, Rolfem, Orjanem i Oysteinem, kiedy to przy piwku i innych trunkach wspólnie śpiewaliśmy jeszcze ich stare kawałki i covery znanych przebojów.

Linki: | Groms Plass | ORP Grom | film TVP3 o Groms Plass | Goms Plass na Shanties 2003 |


      Podsumowanie | ogólne | debiuty | goście zagraniczni |

       Powroty - temat tegorocznego festiwalu - przejawiał się głównie w powrotach do dawno nie śpiewanych piosenek żeglarskich, ale największym powrotem był całkowity powrót do Rotundy. Po raz pierwszy od 22 lat festiwal w całości odbył się w krakowskiej Rotundzie. Nie wiem jakie były przesłanki za takim rozwiązaniem - chodziły plotki, że w hali Wisły nie wolno organizować imprez masowych, w hali Korony również i dlatego została Rotunda, ale nie wiem ile w nich jest prawdy. Powiadają, że gdy nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze - być może i w tym jest ziarnko prawdy. Bez względu na powody, trudno jednoznacznie ocenić czy takie rozwiązanie było dobre - miało ono swoje zalety, ale i sporo wad. Zaletą niewątpliwą jest atmosfera Rotundy, która zawsze wyzwalała ciepłe uczucia i tworzyła wyjątkową więź między wykonawcami i widzami. Wadą jest znacznie bardziej ograniczona powierzchnia sali przez co bardzo wielu chętnych na sobotni koncert dziecięcy nie dostało się do środka, a przed bramką działy się dantejskie sceny (najgorsze, że w tym bałaganie najbardziej mogły ucierpieć małe dzieci). Poza tym dało się słyszeć bardzo wiele narzekań młodzieży, która przyszła na sobotni Koncert Piosenki Żeglarskiej aby się wyskakać i wyszaleć przy nowoczesnych rytmach "folk-rockowych", a miejsca na taką zabawę wystarczało ledwie dla kilkudziesięciu osób.
Poza powrotami do przeszłości pojawiło się też kilka zupełnie nowych pomysłów i eksperymentalnych rozwiązań. Fantastycznym pomysłem było otwarcie dolnej sali Rotundy, ulokowanie w niej zaplecza handlowego i przede wszystkim piwno-gastronomicznego oraz umieszczenie tam telebimu z nagłośnieniem, transmitujących na żywo to co się dzieje w sali koncertowej. Tym sposobem na dole powstała tawerna, w której można było zjeść, wypić i pogadać nie tracąc kontaktu z tym co się dzieje na scenie. Krzysiu (nie wiem kto był pomysłodawcą więc kieruję swe słowa do Dyrektora Krakowskich Shanties - Krzysztofa Bobrowicza) - pomysł na medal - moje gratulacje!
Również doskonałym pomysłem okazały się trzy dodatkowe zupełnie nowe koncerty. Piątkowy koncert dla dzieci przyciągnął ogromną rzeszę dzieci i rodziców mimo, że był to normalny dzień pracy i nauki. Sobotni Koncert Szant i Pieśni Kubryku, to w pewnym sensie powrót, bo podobne koncerty już się odbywały kilka czy kilkanaście lat temu, ale na pewno nie w takiej formule i nie takiej reżyserii. Koncert ten pozwolił zaspokoić apetyty na klasyczne szanty i pieśni kubryku, których coraz mniej słychać było w ostatnich latach, a jednocześnie dostarczał mnóstwa rozrywki dzięki scenariuszowi i obecności na scenie członków zespołu Banana Boat. A zatem kolejne gratulacje dla organizatorów i reżysera tego koncertu. I wreszcie trzeci koncert eksperymentalny - niedzielny Koncert Sea Folk u Źródeł. Pomimo nietypowej pory i specyficznej tematyki również okazał się ciekawym wydarzeniem. Może nie zyskał aż tak dużej popularności, co przejawiało się w nieco niższej frekwencji, ale od strony artystycznej był wydarzeniem godnym kontynuacji, a nawet rozwoju (zwiększenie ilości wykonawców, pokazy tradycyjnych tańców, strojów itp.).
Na uwagę zasługują dwa ciekawe konkursy sponsorowane przez InterSport, a mocno związane z festiwalem. W pierwszym mógł wziąć udział każdy widz, który uczestniczył w co najmniej 10 festiwalach Shanties. W finale konkursu, trzy wylosowane osoby musiały odpowiedzieć na kilkanaście pytań z historii festiwalu Shanties (muszę przyznać, że na niektóre sam nie umiałbym odpowiedzieć), dzięki którym większość widzów dowiadywała się o często bardzo mało znanych faktach z tej historii. Drugi konkurs wymagał zdolności poetyckich, a polegał na napisaniu wiersza, piosenki lub limeryku na temat festiwalu Shanties. Fundator wybierał pięciu finalistów, a ci, w koncercie finałowym, osobiście prezentowali swoje prace, które publiczność nagradzała brawami. Zwycięzca wyłaniany był na podstawie oceny intensywności braw przez niezawisłego sędziego w osobie naszej drogiej koleżanki Oshin. ;-) Trzeba przyznać, że wybór był trudny bo i utwory były urokliwe i uczestnicy mieli wiele uroku osobistego. ;-) Zwyciężył limeryk napisany przez jedynego w gronie finalistów pana, a nagrody otrzymali wszyscy finaliści.
Organizacja tegorocznych Shanties zasługuje na wiele słów pochwały. Zachwycała dekoracja Rotundy ukazująca gigantyczne reprodukcje dawnych żaglowców. Chwaliłem już stworzenie sali "towarzyskiej" na dole Rotundy i nowe koncerty. Dużo ciepłych słów należy się dziewczynom z sekcji programowej, które pracując prawie non-stop, panowały nad tym żeby wszystko odbyło się zgodnie z planem, w określonym czasie i porządku. Nie widziałem ani nie słyszałem o żadnych incydentach wymagających interwencji ochrony, co niestety czasem zdarzało się np. w hali Wisły (może z wyjątkiem zachowania rodziców przed sobotnim koncertem dla dzieci, którzy o mało nie stratowali swoich pociech). Myślę, że niektóre potknięcia organizacyjne i rozpoznane mankamenty Rotundy przysłużą się organizatorowi kolejnego festiwalu do jeszcze lepszej jego organizacji.
I jeszcze kilka słów o werdykcie jury, bo to temat, który zawsze wzbudza emocje. Pierwszą rzeczą, na którą od razu zwróciłem uwagę przy okazji zapoznawania się z tegorocznym werdyktem jury był powrót do chlubnej tradycji komentowania przez jury wydarzeń artystycznych, istotnych zjawisk czy ogólnych wrażeń z festiwalu oraz postanowień samego werdyktu. Dla mnie - bacznego obserwatora festiwalu - to bardzo ciekawy element tego dokumentu - jak jury uzasadnia swoje decyzje i jak odbiera cały festiwal. A jeśli chodzi o same postanowienia werdyktu - nikt z kim rozmawiałem nie miał wątpliwości co do Grand Prix. Tonam & Synowie po powrocie na szantową scenę pokazali, że powrót po tylu latach może być udany, rozwijający artystycznie i trwały - o co największe obawy mieli trzy lata temu fani zespołu, gdy "Tonamy" zaśpiewały swój pierwszy recital po dziewięciu latach "milczenia". Osobiście bardzo cieszą mnie nagrody dla gości zagranicznych. Pojawiła się nagroda dla najlepszego wykonawcy zagranicznego, a nagrodę za wierność szancie klasycznej przyznano wykonawcy rdzennie związanemu z szantą klasyczną - zespołowi Press Gang z Dublina. Zawsze miałem problem ze zrozumieniem tytułu nagrody "za autentyzm i wysoki poziom artystyczny" - o ile wśród nagradzanych zespołów nie miałem wątpliwości kto prezentuje wysoki poziom artystyczny, o tyle ów autentyzm pozostawał dla mnie często zagadką. W tym roku nie miałem wątpliwości - nagroda trafiła do zespołu, którego autentyzm i wysoki poziom artystyczny wykonywanych utworów nie pozostawiają moim zdaniem nic zagadkowego. ;-) Bardzo ważną nagrodą i w moim odczuciu (początkowo!) nieco kontrowersyjnym nagrodzonym, była nagroda Komandora MKM Szkwał za niekwestionowany autorytet i osobowość... dla Jerzego Ozaista. Podkreśliłem słowo "początkowo", ponieważ zastanawiając się jak Jurek Ozaist zaistniał jako osobowość na tegorocznym festiwalu - początkowo nie zwróciłem uwagi na dalszy ciąg tytułu nagrody: ...niekwestionowany autorytet i osobowość na polskiej scenie szantowej. No i zniknęły wszystkie wątpliwości, pojawiło się poczucie winy (jak ja mogłem tak myśleć?!), a co najważniejsze dowiedziałem się, że nagroda, mimo iż nie konsultowana z członkami MKM Szkwał, została bardzo ciepło i wręcz entuzjastycznie przez nich przyjęta. To znamienne, że na festiwalu szantowym o największych w Polsce tradycjach, przyznana została taka nagroda i pozostaje mieć nadzieję, że dotychczas dość dowolna formuła dla nagrody Komandora MKM Szkwał, nabierze od tej chwili tego wyraźnie określonego i prestiżowego charakteru.

       Na temat tegorocznych debiutantów, którymi byli wykonawcy zakwalifikowani na festiwal Shanties przez jury podczas styczniowego przeglądu konkursowego, mogę powtórzyć prawie wszystko co napisałem o nich wcześniej w relacji z przeglądu konkursowego na forum "szantymaniaka".
Mohadick - w pełni zasłużona nominacja i nagroda za najlepszy debiut Shanties 2007. Zespół zróżnicowany instrumentalnie, mający własny - bardzo dobry styl, tworzący i wykonujący własne utwory. Takie piosenki jak "Siedem lat", "Hej chłopcy" czy "Nalej sobie" świetnie brzmią i trafiają w gusta różnych odbiorców.
Morże Być - główny konkurent Mohadick, również zasłużona nominacja i bardzo dobry występ na Shanties. Zespół prezentuje nieco bardziej rozrywkowy nurt piosenki żeglarskiej i doskonale się w nim sprawdza. Również wykonuje własne autorskie piosenki świetnie zaaranżowane i wykonane - "Tango na wyjście z portu", "Włóczęga" czy owacyjnie przyjęta "Buliana" porwały młodą publiczność do wspólnej zabawy.
Drake - zakwalifikowany na Shanties 2007 ponieważ prezentował wysoki poziom podczas konkursu, ale trudno mówić o tym zespole jako o debiutancie. Trzykrotny udział w krakowskich Shanties nie upoważnia do miana debiutanta. Napisze więc tylko, że zespół robił na mnie lepsze wrażenie z dziewczyną w kładzie.
Podczas festiwalu mieliśmy jeszcze dwa nieoficjalne debiuty, o których warto tutaj wspomnieć. Janusz Piotrowski - bardzo sympatyczna postać, doskonale uzupełniająca występ Grzegorza GooRoo Tyszkiewicza swoim pełnym wirtuozerii akompaniamentem na skrzypcach oraz aktywnym udziałem w tzw. chórkach. A najciekawsze jest to, że - jak się później dowiedziałem - Janusz jest samoukiem, co spotęgowało mój podziw dla jego występu. Beltaine - na Shanties to debiut, choć biorąc pod uwagę dorobek zespołu, wydaje się zaskakujące, że jeszcze nie występowali na Shanties. Patrząc z perspektywy kilkunastu lat daje się zauważyć, że dotychczas na Krakowskich Shanties praktycznie nie było miejsca dla zespołów grających tradycyjny folk celtycki, z którego wywodzi się większość oryginalnych pieśni pracy, a zwłaszcza pieśni kubryku śpiewanych na dawnych żaglowcach. Jeden raz gościliśmy Carrantuohill mimo, że zespół jest zapraszany na festiwale na całym świecie. Jeden raz wystąpił Shannon we wspólnym projekcie z Ryczącymi Dwudziestkami, a jeździ z koncertami po całym świecie. Teraz zadebiutował Beltaine i stało się to podczas koncertu, który być może wejdzie na stałe do programu festiwalu, bo pomysł sięgnięcia do źródeł i pokazania dokąd sięgają korzenie shanties czy fo'c'sle songs jest doskonały.

       Ciekawostką na tegorocznym festiwalu był występ czeskiego zespołu szantowego Domovsky Pristav Praha (Port Macierzysty Praha), który odbył się w Tawernie Stary Port w sobotni wieczór. Koncert pod tytułem "Yo ho ho" został entuzjastycznie przyjęty przez publiczność zgromadzoną w tawernie festiwalowej. Wbrew panującym stereotypom, Czesi również są doskonałymi żeglarzami, organizują rejsy dookoła świata, śpiewają piosenki morskie, a ich morskim "oknem na świat" jest zwykle port Szczeciński. Założycielem zespołu jest Pavel Elsner - wieloletni członek, mającego ponad 100 lat, Klubu Żeglarskiego w Pradze, a jednym z członków zespołu jest kapitan repliki "Victorii" (statku Magellana) w pięcioletnim rejsie dookoła świata.


      Statystyka

  • 9 koncertów w sali koncertowej + 2 w Tawernie = 11 koncertów
  • w Tawernie odbyły się 4 Nocne Szantowania prowadzone przez wykonawców
  • około 10 tysięcy widzów obejrzało tegoroczny festiwal
  • ponad 27 godzin muzyki na koncertach w sali Rotundy
  • 31 podmiotów wykonawczych z Polski
  • 3 zespoły z zagranicy + 1 zespół z Czech na koncercie w Tawernie
  • telewizja BBC Prime kręciła program o festiwalu
  • tradycyjnie brak znaczka festiwalowego (jeśli nie liczyć znaczków "fanklubu" Groms Plass) ;-)
  • 3 premiery płyt - Passat, Klang i Zejman & Garkumpel


      Nagrody

 
 

Protokół z posiedzenia Jury
XXVI Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Żeglarskiej Shanties w Krakowie
w dniu 25.02.2007.

Jury w składzie:

Anna Łaszewska
Mira Urbaniak
Robert Gronowski
Andrzej Mendygrał
i Andrzej Brońka - przewodniczący

 
postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia
 

  - Grand Prix Shanties 2007 za zaprezentowany wysoki poziom artystyczny, profesjonalizm i dojrzałość sceniczną dla zespołu Tonam & Synowie
  - Nagrodę Prezydenta Miasta Krakowa za współczesną piosenkę żeglarską Mirosław Kowalewski z zespołu Zejman i Garkumpel za tekst i wykonanie piosenki Hej obudzę fale.
  - Nagrodę Marszałka Województwa Małopolskiego dla najlepszego wykonawcy zagranicznego Shanties 2007 Risor Shanty Choir z Norwegii. Szczególne wrażenie na Jury wywarło wspólne wykonanie z Ryczącymi Dwudziestkami pieśni North West Passage.
  - Nagrodę Komandora MKM Szkwał za niekwestionowany autorytet i osobowość na polskiej scenie szantowej Jury postanowiło przyznać Jerzemu Ozaistowi z zespołu Cztery Refy.
  - Nagrodę Wojewody Małopolskiego za najlepszy debiut Shanties 2007 otrzymuje zespół Mohadick.
  - Nagrodę Prezesa Polskiego Związku Żeglarskiego za autentyzm i wysoki poziom artystyczny wykonania pieśni morskich Jury po dyskusji postanowiło przyznać zespołowi Klang
  - Nagrodę Redakcji Miesięcznika Żagle im. Tomka Opoki za najlepszy tekst piosenki premierowej, za teksty pieśni "Gdy fruniesz do Irlandii" i "Moje miasto ma oczy zielone" Jury przyznało Krzysztofowi Jurkiewiczowi z zespołu Gdańska Formacja Szantowa.
  - Nagrodę Organizatorów Festiwalu Shanties 2007 im. Stana Hugilla za wierność szancie klasycznej Jury przyznało zespołowi Press Gang. (z Dublina - przyp. autora)
  - Nagrodę im. Jerzego Fijki "Galion" dla najsympatyczniejszej wykonawczyni na Festiwalu Shanties 2007, Jury w porozumieniu z Ewą Fijką - fundatorką nagrody, przyznaje Beacie Bartelik-Jakubowskiej, z zespołu Krewni i Znajomi Królika.
  - Nagrodę Krakowskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego za największą przebytą liczbę mil morskich otrzymuje zespół Groms Plass z Norwegii.
  - Nagrodę Pełnomocnika Prezydenta Miasta Szczecina ds. Organizacji Regat "Szczecin zaprasza Kraków na Zlot Żaglowców" przyznano Ani Kruczek z załogi jachtu s/y Copernicus - zdobywcy nagrody Rejs Roku.

Uwagę Jury zwróciła nastrojowa scenografia - Jury dziękuje jej twórcy Wojciechowi Miętce.

Jury z ubolewaniem stwierdza, że wśród zespołów debiutujących (i nie tylko) zanika określona tradycja i kultura wykonania pieśni morskich, która wyróżniała ten kierunek wśród innych stylów wykonania muzyki folk.
Stosowane techniki i sposoby wykonania pieśni niejednokrotnie irytują swym komercyjnym wyrazem. Zdarza się, że ambicje instrumentalistów uniemożliwiają czytelny odbiór tekstów - a wysoki poziom decybeli (na co Jury zwraca uwagę zespołom) nie świadczy, niestety, o randze artystycznej zespołu.
Na tym tle pozytywnie wyróżnia się zespół Cztery Refy, który zachowując od lat nieodmienny szacunek dla tradycji umożliwia jednocześnie swym członkom indywidualny rozwój artystyczny - co Jury z satysfakcją odnotowuje.

Na tym protokół zakończono i podpisano.


Ponadto na zakończenie festiwalu Shanties 2007 przyznano następujące nagrody:
  - Nagroda publiczności Shanties 2007 dla zespołu Gdańska Formacja Szantowa.
  - Wyróżnienie Prezesa Krakowskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego za pomysł rejsu dookoła Europy Zachodniej i poprowadzenie jednego z etapów tego rejsu dla Janusza Garduły.
  - Nagroda Krakowskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego - odznaka 50-lecia za wytrwałość... dla Jerzego Porębskiego.

 


Poprzednia strona - "Shanties 2006"
Następna strona - "Shanties 2008"
Historia Krakowskich Festiwali "Shanties"

Główna strona festiwalu "Shanties"

Ostatnia modyfikacja: 1.01.1970, 0:59:59


Stronę przygotował Maciek Ślusarczyk © 2007
Specjalne podziękowania za pomoc w zebraniu materiałów do tej relacji składam Maksiowi i Konradowi, Aleksandrze Poli Jędrzejec (Passat), Andrzejowi Koryckiemu, Maćkowi Łuczakowi (Flash Creep), Adamowi Czechowi (Mohadick), Krzysztofowi Jachu Janiszewskiemu (Smugglers), Łukaszowi Łukiemu Burdzie (Morże Być), Pawłowi Jędrzejko (Banana Boat) oraz jak zwykle mojej żonie Agnieszce i synkowi Grzesiowi za cierpliwość i wyrozumiałość. Dziękuję również Koledze, który pomógł mi w kwestiach technicznych. ;-) Między innymi dzięki temu serwis zyskał nowy adres shanties.krakow.pl, więcej miejsca na zdjęcia i nowe perspektywy rozwojowe.
Komentarze i uwagi via e-mail

 
© 1995-2024 Maciek Ślusarczyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.084 | powered by jPORTAL 2 & UserPatch | provided by webserwer.pl