Shanties
     Serwis istnieje od 1995 roku
Międzynarodowy
Festiwal
Piosenki
Żeglarskiej
w Krakowie
kotwica
Strona główna Wiadomości    Historia        Galeria           Linki          Kontakt   
zaloguj |
szukaj:
Menu główne
* Strona główna
* po Shanties 2020
* przed Shanties 2020
* Historia
* Galeria
* Wiadomości
* Linki
* Forum
* Wyszukiwanie
Inne
* działy artykułów
* działy newsów
* księga gości
* poleć serwis innym
* kontakt
* logowanie
* facebook
Linki
* bannery

shanties.pl
 
Oficjalny serwis festiwalu Shanties
 
staryport.krakow.pl
 
pomoc dla Qni
 
szanty24.pl
 
Szantymaniak
 
szanty.art.pl
 
winnegrono.krakow.pl
 
webserwer.pl
Historia Shanties
history

Osoby i instytucje zainteresowane wykorzystaniem treści znajdujących się na tych stronach proszone są o kontakt z autorem.

XXIX Międzynarodowy Festiwal Piosenki Żeglarskiej
"Shanties 2010"


DO ABORDAŻU

 

      Długo zastanawiałem się jaki wstęp napisać dla relacji z festiwalu, który odbył się pod hasłem "Do abordażu" i nic nie wymyśliłem. Właściwie to nawet nawiązań do tego tematu podczas całego festiwalu było niewiele. Dlatego w tym miejscu postanowiłem się wyręczyć "Johnsonem" (Krzysztofem Jurkiewiczem z zespołu Formacja) i przytoczyć historyjkę, którą opowiedział podczas jednego z koncertów, o tym jaka była reakcja Formacji na wieść o temacie tegorocznych Shanties - a było to mniej więcej tak: Gdy dowiedzieli się, że tematem festiwalu jest Abordaż i piosenka ma być o abordażu to najpierw trochę ich zemdliło, a następnie zaczęli wysysać z grubego palca pewne historie. I mieli tak: abordaż, śmierć od kuli, śmierć od szabli, rekiny zżerały ciała, zaraza na statku zabiła resztę... wtedy Jacek (Jakubowski) mówi - słuchaj - nie było jeszcze pożaru... Więc szybko siedli i okazało się, że cała ta bitwa była z powodu tego, że jeden Holender obraził jednego Hiszpana (a jakżeby inaczej) bo ten coś tam zrobił albatrosowi, więc na koniec piosenki, jeśli chodzi o pożar, to albatros pożar(ł) resztę załogi... "a Holender swój rapier niczym ząb narwala w brudną hiszpańską wraził rzyć..."
 
I to byłoby tyle na temat abordażu... gdyby nie niespodziewany odzew Krzysztofa Jurkiewicza na tę notkę (dzięki Johnsonie!), który zaowocował udostępnieniem całej treści oryginału owej historii. I tak oto z całkowitego braku pomysłu na słowo wstępne mamy w tym miejscu światową prapremierę genialnego poematu komicznego autorstwa Krzysztofa Jurkiewicza i Formacji - "Do abordażu! Historia abordażu i kilku innych przygód z niderlandzkiego wzięta brygu." ;-)
A przy okazji ogłosiłem mini konkurs na muzykę do tego utworu!


Aby nie błądzić po tej stronie - możesz wybrać to co Cię interesuje:


A oto jak wyglądały poszczególne koncerty


24.02.2010 r. - Środa

      Godzina 19:3o (Tawerna "Stary Port")
Koncert "Nowy Orlean też jest nad morzem" - zespół jazzowy Old Metropolitan Band i Jurek Porębski


 

      Tegoroczny Festiwal Shanties rozpoczął koncert dość nietypowy aczkolwiek na najwyższym poziomie artystycznym. Koncert pt. "Nowy Orlean też jest nad morzem" odbył się w Tawernie "Stary Port", a w koncercie wystąpił krakowski zespół dixielandowy Old Metropolitan Band wraz z Jurkiem Porębskim. Poręba, podczas studiów w latach 60-tych w Krakowie, grywał już jazz tradycyjny z największymi sławami tego nurtu, a ten wspólny występ z Old Metropolitan Band, był dla niego wspaniałym wspomnieniem i ogromnym zaszczytem. Ze sceny popłynęły więc najbardziej znane standardy jazzowe i "ujazzowione" evergreeny ogólnie pojmowanej muzyki rozrywkowej, a w przerwach między utworami posypały się dykteryjki i wspomnienia młodości. Nie zabrakło takich klasyków jak "When The Saints Go Marching In", "Wonderful World", "Summertime", "Jambalaya", "Glory, Glory, Hallelujah!" czy wreszcie "St. James Infirmary Blues" czyli popularnego "Starego Dziadka". Nie zabrakło też przerobionych na jazzowo największych szlagierów Jurka Porębskiego - "Gdzie ta keja" i "Cztery piwka" oraz zaimprowizowanego "Bałtyckiego Morza". Jak przystało na prawdziwe jam session, podczas koncertu mieliśmy okazję podziwiać wilele improwizacji i solowych popisów instrumentalnych, nie wyłączając 15-minutowej solówki perkusyjnej, podczas której zespół udał się do baru zostawiając biednego perkusistę o "suchym pysku". Na szczęście wyrozumiały Bartek poczęstował Wiktora Kierzkowskiego wiśniówką, co zupełnie nie przeszkodziło muzykowi w solowym popisie - odłożył jedną pałeczkę, wychylił kieliszek i jakby nigdy nic kontynuował bębnienie. ;-)
Koncert przebiegał w fantastycznej atmosferze, nie przeszkadzał nawet ścisk i tłok w niewielkiej Portowej salce koncertowej. A jako że - jak powiedział Ryszard Kapciuch, lider O.M.B. - "jazz i szanty mają ze sobą jedną wspólną cechę bardzo silnie wiążącą oba nurty - jedno i drugie trudno się gra i słucha na trzeźwo", to przez cały koncert zarówno publiczność jak i zespół pomagali sobie w przeżywaniu tej muzyki wszelkimi dostępnymi w barze sposobami. ;-)

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/RYBp534fALB2pYru5


25.02.2010 r. - Czwartek

      Godzina 19:oo (Rotunda)
Koncert Ballad Morskich - "By morzu podarować wiersz"

      Zgodnie z wieloletnią tradycją, festiwal Shanties 2010 rozpoczęła piosenka "Krakowskie szanty" w wykonaniu Jurka Porębskiego. Oficjalnego otwarcia dokonał Dyrektor Festiwalu i Prezes Fundacji Hals w jednej osobie - Krzysztof Bobrowicz.
Koncert Ballad Morskich należał głównie do solistów, najwyżej duetów. Rozpoczął go nieprzypadkowo duet Andrzej Korycki z Dominika Żukowską i natychmiast ze sceny popłynęły dźwięki przepięknej "Kołysanki", od słów której wziął tytuł cały koncert - "By morzu podarować wiersz...". Zresztą to, że koncerty na Shanties biorą swe tytuły od tytułów lub cytatów z polskich piosenek żeglarskich lub tłumaczeń tradycyjnych pieśni morskich stało się już wiele lat temu tradycją festiwalu Shanties. Pokazuje to jaką skarbnicą tematów są te utwory, bo przecież każdy koncert na każdym festiwalu jest inny, każdy ma swój motyw przewodni i w obrębie tego motywu się obraca. Pomysł na tegoroczny koncert ballad znakomicie został oddany właśnie w słowach jego tytułu, albowiem podczas koncertu widzowie otrzymywali kartki, na których mogli na bieżąco pisać swoje wiersze, ballady, fraszki, by je później "morzu podarować" poprzez publiczne odczytanie ze sceny krakowskiej Rotundy. Niektóre bardzo piękne - poetyckie, inne dowcipne - jak poemat humorystyczny na temat uroków i bolączek związanych z żeglowaniem napisany przez naszego przyjaciela Konrada, który wzbudzał gromkie salwy śmiechu i został owacyjnie przyjęty przez widownię. Ilość i jakość twórczych dokonań widzów na tym koncercie niewątpliwie spełniła, a prawdopodobnie nawet przerosła oczekiwania prowadzących i pojawił się nawet pomysł przekonania Krzyśka Bobrowicza do wydania niektórych utworów w formie drukowanej.

 
W koncercie wystąpili:
  • Andrzej Korycki i Dominika Żukowska,
  • Grzegorz Tyszkiewicz,
  • Włodzimierz Dębski,
  • Henryk Czekała i Michał Karczewski,
  • Waldemar Mieczkowski,
  • Mirosław Kowalewski,
  • Marcin Magdziar,
  • Sławomir Klupś,
  • Jerzy Porębski i Patrick Lee

      Moją szczególną uwagę przykuł występ pierwszego tegorocznego debiutanta - Marcina Magdziara. Ten solista wspaniale wpasował się w klimat koncertu ze swoimi doskonałymi interpretacjami współczesnych i tradycyjnych ballad żeglarskich. Podczas koncertu nie zabrakło też utworów premierowych, a wszystkie wykonywane ballady oceniało Jury oraz publiczność. Pomimo wielu głosów oddanych na kilka nowych i starych utworów, ostatecznie niewielką większością głosów zwyciężyła "Umbriaga" Witolda Zamojskiego w wykonaniu Henryka "Szkota" Czekały i Michała "Miśka" Karczewskiego.
      Bardzo zabrakło mi występu w tym koncercie Ani Sojki - genialnej interpretatorki piosenek Jurka Porębskiego (Ania nie dotarła z przyczyn od niej niezależnych). A skoro to koncert ballad i solistów to lukę mógłby wypełnić, mający w swym repertuarze wiele żeglarskich ballad, znany krakowski pieśniarz - Piotr Zadrożny. Niestety Piotr w tym koncercie również nie wystąpił. Wystąpił natomiast duet niecodzienny i na niego wypada zwrócić uwagę - Waldek Mieczkowski z Martyną Mieczkowską (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa) - szkoda, że razem przygotowali tylko jedną piosenkę - "Pamiątkę ze spływu", bo Waldek z córką brzmieli razem bardzo ładnie. W wykonaniu Waldka usłyszeliśmy też chyba dawno nie wykonywaną balladę Mirka Peszkowskiego "Śnieg i mgła", która jakoś wyjątkowo przypadła mi do gustu już dawno temu.
      Pełen podziwu byłem dla "Skrzypaczki" (Jola Gacka), na co dzień występującej z zespołem Bez Paniki, a podczas tego koncertu i jak się później okazało również podczas kilku innych, akompaniowała ona na swoich skrzypcach kilku solistom, dodając wykonaniom ich ballad pięknej, nostalgicznej oprawy.

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/7UTUCmmnhuhFT3w2A

________________
komentarz | mail


26.02.2010 r. - Piątek

      Godzina 12:oo (Rotunda)
Koncert - widowisko żeglarskie dla dzieci - "Wśród wichrów i burz"

      W piątkowe południe salę krakowskiej Rotundy wypełnił tłum małych piratów, kapitanów i marynarzy, którzy przybyli na żeglarski spektakl dla najmłodszych pt. "Wśród wichrów i burz". Spektakl przygotowany przez zespół Klang z Rzeszowa obfitował w konkursy, zabawy i piosenki o tematyce żeglarskiej napisane specjalnie dla najmłodszej publiczności. Chętnych do wejścia na scenę było tak dużo, że ochrona z trudem panowała nad tłumem maluchów zebranych pod sceną. Dzieci uczestniczące w zabawie na scenie i w konkursach otrzymywały w prezencie słodycze, a niektóre odpowiedzi udzielane w konkursach wywoływały salwy śmiechu u członków zespołu i dorosłych widzów. Podczas koncertu mali widzowie poznawali budowę statku, podstawowe pojęcia związane z pływaniem na statku, z historią, muzyką i terminologią żeglarską.
      Powrót do piątkowego koncertu dla dzieci okazał się trafionym pomysłem - sala Rotundy wypełniła się po brzegi rozbawionymi dzieciakami, przybyły całe przedszkola i szkolne klasy aby zobaczyć to żeglarskie przedstawienie.

 

 
Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/5agjbCww7g8LvAqV8

________________
komentarz | mail

 

      Godzina 18:oo (Rotunda)
Koncert pieśni kubryku - "Tęskniąc za Lądem"

      Wieczorny koncert pieśni kubryku rozpoczęły Prawdziwe Perły prezentując utwory ze swojej najnowszej płyty "Na wygnaniu" (dostępnej za darmo w internecie!). Tym razem doskonale dopracowane instrumentalnie i wokalnie pieśni takie jak "Pieśń galernika", "Stary port" czy "Fiddlers Green" nie raziły już tak jak w ubiegłorocznym koncercie szanty klasycznej, a ich odbiór przez widzów był zasłużenie znacznie lepszy. Mechanicy Szanty przypomnieli kilka swoich najstarszych szlagierów takich jak "Paddy Lay Back", "Eliza Jane" czy ograna już ale wciąż popularna "Maui" z ich pierwszego jeszcze winylowego longplaya, a także ubiegłoroczną premierę "Kochaj mnie serce me". Ryczące Dwudziestki zaskoczyły większość widzów niezorientowanych w sytuacji zespołu, pokazując się na scenie bez Yaśqa, za to z dodatkowym "okablowaniem" i nowym nabytkiem - Łukaszem Drzewieckim. Niestety na tych zmianach zespół stracił wiele ze swego dawnego brzmienia. Na uwagę zasługuje premierowe wykonanie na Shanties piosenki "Opowieść przy kielichu", do której wykonania na Shanties namawiała zespół przez kilka lat Ania Bobrowicz. Simon Spalding jak zwykle zaprezentował tradycyjnie wykonywane pieśni i melodie przy akompaniamencie swoich skrzypiec. Recital Simona, na początku solowy, pomału przeradzał się we wspólny koncert z zespołem Cztery Refy, gdy na scenie sukcesywnie pojawiali się członkowie tego zespołu dołączając do pieśni śpiewanych przez Simona. Podczas koncertu Czterech Refów organizatorzy sprawili niespodziankę zespołowi i publiczności, celebrując 25-lecie zespołu szklaneczką szampana, którego całe tace roznosiły po widowni hostessy (w tę rolę wcieliły się zarówno przedstawicielki organizatorów jak i wykonawców Shanties). Cztery Refy z okazji jubileuszu ćwierćwiecza postanowiły pozwolić sobie na luksus nieprzygotowania żadnej nowości, za to cały recital oparły na pieśniach doskonale pasujących do przewodniego motywu tego koncertu - tęsknoty za lądem.

 
W koncercie wystąpili:
  • Prawdziwe Perły,
  • Mechanicy Szanty,
  • Ryczące Dwudziestki,
  • Simon Spalding,
  • Cztery Refy,
  • Bounding Main

      Końcówka koncertu należała do artystów zza oceanu - zespołu Bounding Main, który przyjechał z Chicago w USA by zaprezentować krakowskiej publiczności szanty, tradycyjne pieśni morskie i autorskie utwory śpiewane a cappella głosami pełnymi harmonii, w barwnej oprawie strojów z epoki wielkich żaglowców. Repertuar zespołu składa się w większości ze standardów doskonale znanych polskim miłośnikom szant, dzięki czemu prezentowane na scenie pieśni szybko podchwytywała publiczność włączając się do wspólnego śpiewania. Wykonawcy szybko nawiązali kontakt z publicznością i pomimo bariery językowej bawili widzów pełnym humoru żeglarskim przedstawieniem.

 

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/jfHSaC8UDGoau8td6

________________
komentarz | mail

 

      Godzina 23:oo (Rotunda)
Koncert Nocny - Jubileusz XXV-lecia zespołu Zejman i Garkumpel - "Hej, obudzę fale"

      Jubileuszowe koncerty stały się już na Shanties tradycją, właściwie co roku jest jakiś powód do świętowania - a to 10 lat, a to 25, w przyszłym roku jubileusz 30-lecia Shanties, a w tym roku ćwierć wieku stuknęło zespołowi Zejman & Garkumpel. Z tej okazji muzycy Zejmana zaprezentowali się elegancko i wytwornie w garniturach i smokingach, a na scenę wjechały wygodne kanapy dla gości i dostojnych jubilatów. Wykonawcy zaproszeni do występu na tym koncercie nie przybywali z pustymi rękami, choć chyba niewiele było prezentów, których nie dałoby się wypić. ;-) Jeden jednak zapadł mi w pamięć głęboko - prezent od zespołu Banana Boat - podłużny różowy (!) przedmiot, lekko wygięty i zaokrąglony na obu końcach, przypominający... no dobrze, wszyscy wiedzą co. Dopiero wyjaśnienie Maćka Jędrzejko i demonstracja zawartości rozwiały wszelkie niedwuznaczne skojarzenia - okazało się, że jest to "fjuterał" na banana. :-)

 
W koncercie wystąpili:
  • Klang,
  • Jurek Porębski, Ryszard Muzaj, Andrzej Korycki, Dominika Żukowska,
  • Zejman & Garkumpel,
  • EKT Gdynia,
  • Banana Boat,
  • Stara Kuźnia,
  • Grzegorz Tyszkiewicz,
  • Waldek Mieczkowski

      Zespół Klang wyśpiewał dla Kovala "Portowe światła" / "Harbour Lights", co okazało się niezwykle zabawne zwłaszcza przy słowach "...a chciałbym znów całować słodkie usta twe...". ;-) Przy okazji swojego występu zespół wspomniał o zbiórce sprzętu (może być do remontu) dla działającego od 2 lat we Lwowie jacht klubu, którego członkowie uczą się żeglarstwa na dziwnym akwenie, jakim jest stare wyrobisko po kopalni siarki w miejscowości Jaworów. Kolejnym gościem jubilatów na scenie była formacja Porębski, Muzaj, Korycki, Żukowska, która grała Kovalowi "żeby duży mamusi rósł" m.in. "Kochanie", "Biełaja omega", wraz z Kovalem "Praszczaj lubimyj gorod", "Stary bar na Woolwich Road" i wiele innych. W recitalu Zejmana nie mogło oczywiście zabraknąć "Samanty", EKT zaśpiewało nową "szantę koszerną" czyli "Koszerkę", a Banana Boat nową "Szantę słoweńską". Podczas tego koncertu mogliśmy zobaczyć i posłuchać, pierwszy raz po dziewięciu latach nieobecności na krakowskiej scenie (tak by przynajmniej wynikało z moich notatek), zespół Stara Kuźnia z Węgrowa. Końcówka koncertu należała do niecodziennego kwartetu wokalno instrumentalnego - Mirosław Koval Kowalewski, Grzegorz GooRoo Tyszkiewicz, Waldemar Mieczkowski i Krzysztof Kowalewski.
Podczas koncertu widzowie mieli okazję wznieść toast za zdrowie jubilatów, szampanem roznoszonym ze sceny po całej sali. Jubileuszowy nastrój psuły tylko ciągłe wpadki akustyków, którzy kompletnie nie wiedzieli co się dzieje na scenie. Niezależnie od przeciwności, jubileuszowa impreza trochę się przeciągnęła i koncert skończył po godzinie trzeciej nad ranem.

 

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/R7xbAaqm1RK8gaLi6

________________
komentarz | mail


27.02.2010 r. - Sobota

      Godzina 11:oo (Rotunda)
Koncert dla Dzieci - "Przygoda na Wiśle, czyli flisackie opowieści"

      Tegoroczny sobotni koncert dziecięcy to prawdziwe widowisko muzyczne przygotowane tradycyjnie przez członków zespołu Zejman & Garkumpel. Tematykę najlepiej oddawał tytuł koncertu - wraz z retmanem Kovalem (retman - daw. starszy flisak, który kierował spławem), mali adepci pływania po wodach wszelakich, tym razem spławiali się Wisłą z Krakowa do Gdańska, przeżywając pełną przygód i emocji krajoznawczą podróż z piosenkami, legendami i konkursami. Jak zwykle przez zabawę dzieci poznawały tajniki flisackiego rzemiosła i legendy odwiedzanych miast - Krakowa, Warszawy, Torunia i Gdańska. Barwny muzyczny spektakl obfitował w konkursy, w których nagrodami były słodycze, a na pamiątkę można było kupić nową płytę zespołu Zejman & Garkumpel z piosenkami z tego właśnie przedstawienia i zrobić sobie zdjęcie z artystami lub zdobyć autografy członków zespołu, którzy po koncercie, w swoich teatralnych przebraniach, wyszli na spotkanie z publicznością.

 

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/rPq3qMzFk8UsMbg69

________________
komentarz | mail

 

      Godzina 17:oo (Rotunda)
Koncert Morskich Opowieści - "Tęskniąc za Morzem"

      Na niezwykły pomysł umiejscowienia sceny tego koncertu wpadli jego reżyserzy i prowadzący go Piotr Zadrożny i Paweł Jędrzejko. Tłem dla wyrażanych przez wykonawców tęsknot za morzem stał się... przystanek autobusowy - miejsce zarazem zwyczajne i niezwykłe. Przejeżdżający autobus może nas bowiem zabrać tam gdzie wędrują nasze marzenia i tęsknoty - np. nad morze. W tej nietypowej scenerii równie nietypowo rozpoczęli koncert Piotrek z Pawłem, odśpiewaniem piosenki Wolnej Grupy Bukowina - "Bez słów". Prowadzący koncert Piotrek z Pawłem również nietypowo się ulokowali - zamiast zapowiadać zespoły ze sceny, robili to siedząc na stopniach prowadzących na scenę dzięki czemu znaleźli się bliżej publiczności nawiązując z nią bezpośredni kontakt.

 
Na przystanku tęsknoty za morzem wystąpili:
  • Klang,
  • Formacja,
  • Jerzy Porębski i Old Metropolitan Band,
  • Bez Paniki,
  • Piotr Zadrożny z zespołem,
  • Atlantyda,
  • Banana Boat,
  • Flash Creep

      Zespół Klang zaprezentował kilka premier w tym dwie piosenki wyciągnięte z lamusa "Portowe światła" i "Chłopcy z marynarki" oraz piosenkę o Gdańsku w rytmie rodem z Mozambiku (niestety nie pamiętam tytułu). Formacja zagrała m.in. kompletnie przerobione "Łowy", które w tej aranżacji zupełnie mnie nie ujęły oraz bardzo ujmującą i zarazem ciekawą, balladową historię helskiego pirata nazwiskiem Depka czyli "Na sztrandzie Helu". Johnson (Krzysztof Jurkiewicz) opowiedział też zabawną historyjkę o abordażu, którą przeniosłem stąd na początek jako wstęp do relacji z Shanties 2010. ;-)
A wracając do koncertu - jako kolejny wykonawca na scenie pojawił się Jurek Porębski w towarzystwie muzyków Old Metropolitan Band. Po genialnym wręcz środowym występie tej formacji oczekiwałem powtórki tamtych wrażeń w pigułce. Niestety od samego początku recitalu akustycy zepsuli ich występ. Na domiar złego przy drugim utworze jakim był "Stary dziadek", liderowi O.M.B. Ryszardowi Kapciuchowi pękła struna w basie, dotkliwie raniąc mu palec. Zaczęło się gorączkowe szukanie zastępczej gitary i opatrywanie zranionej ręki by wreszcie kontynuować występ. Niestety pożyczony bas nie dość, że był przesterowany, to zupełnie nie wstrajał się w tonacje granych przez zespół utworów, przez co "Keja" całkiem się rozjechała. (jak wyjaśniła mi Pola - problem polegał na tym, że bas zespołu Bez Paniki był 5-strunowy, a muzyk O.M.B. zaczął grać na nim jak na tradycyjnym basie 4-strunowym) Ten splot nieszczęśliwych okoliczności spowodował, że po recitalu Poręby z Old Metropolitan Band pozostało mi raczej przykre wrażenie - oczywiście absolutnie nie z winy artystów. Wolę zatem pozostawić w pamięci rewelacyjny środowy koncert tej formacji, który miał miejsce w Starym Porcie.
Podczas tego koncertu mogliśmy zobaczyć drugiego debiutanta na tegorocznych Shanties - zespół Bez Paniki, który wbrew swej nazwie wyglądał na bardzo stremowany. Piotr Zadrożny oprócz "Gdy zabraknie mi żagli" i "Amsterdamu" Brela zaśpiewał m.in. wyjątkowo radosnego bluesa "kolonijnego" o tragedii Titanica. ;-) Atlantyda zagrała kilka starych szlagierów, m.in. "Marco Polo" i "Tak jak ptaki na błękitnym niebie", ale akustycy zepsuli również i ten występ. Niewiele brakowało, że Banana Boat w ogóle by nie zaśpiewali ponieważ na scenie zabrakło mikrofonu dla jednego z nich, a akustyk akurat gdzieś sobie poszedł. Zespół Flash Creep zaprezentował przepiękną piosenkę premierową "Opętany Morzem", w której Iza z Maćkiem naprzemian wyrażali swoje wzajemne tęsknoty, jakże doskonale pasujące do tematu tego koncertu, a dodatkowo wyjątkowo pięknie oprawione muzycznie tęsknymi solowymi partiami gitary.
Niestety ogólnie cały koncert był totalną porażką akustyków, co jest szczególnie przykre dla widzów, którzy przychodząc na koncert oczekują określonego poziomu, a wykonawcy choćby nie wiadomo jak się starali to nie nadrobią swoim kunsztem fuszerki techników.
Żeby jednak zakończyć optymistycznie wspomnę jeszcze jedno niecodzienne wydarzenie, które miało miejsce w przerwie między występem Piotra Zadrożnego i Atlantydy. Otóż na scenę Rotundy wyszedł z widowni mężczyzna, który poprosił następnie na scenę damę swego serca i mniej więcej w takich oto słowach publicznie się jej oświadczył: "Słonko - jak wiesz, byłem dzikim włóczęgą przez tak wiele dni, przepuściłem pieniądze na to na co przepuściłem, dlatego chciałem Cię zapytać czy się zgodzisz i uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną". W takich okolicznościach padło sakramentalne "Tak", odśpiewano chóralne "Sto lat" i oby żyli długo i szczęśliwie... :-)

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/MarmW9s9ZXjSDP2v7

________________
komentarz | mail

 

      Godzina 22:oo (Rotunda)
Koncert Współczesnej Piosenki Żeglarskiej - "Abordaż"

      Sobotnia noc jak co roku należała głównie do zespołów grających morski folk-rock i piosenkę żeglarską "z wykopem", z jednym małym wyjątkiem, ale o tym później. Dodatkową atrakcją było prowadzenie koncertu przez członków zespołu Mietek Folk, którzy mają wyjątkowy dar nawiązywania bliskiej relacji z młodą publicznością, mimo czasem niezbyt parlamentarnych zachowań i wypowiedzi - im to po prostu uchodzi i dodaje tej imprezie "rozrywkowości". Przemycona dwa lata temu na zakończenie koncertu "prawdziwa" piracka przyśpiewka rodem z koncertów Braci Soprano, a może Kuśka Brothers(?), w tym roku była już stałym przerywnikiem między występami poszczególnych wykonawców. Koncert rozpoczął solowy występ "Pachoła" (Marcina Pacholskiego) ze śmieszną piosenką o nieznanym mi tytule, a słowach mniej więcej takich:
 
"Płynę sobie w dal żaglówką pośród fal
zostawiam wszystkich was i płynę sam
Bo myślę sobie, że to wcale nie jest źle
zostawić wszystkich was i olać czas
 
Ref.
Czasami myślę, że coś jest nie tak
Czasami dopada mnie cholerny szkwał
Wybieram wtedy bras, zostawiam wszystkich was
I płynę sobie w dal pośród fal
 
Znałem Bruce'a Lee, pokazał ciosy mi
I od tej pory nie wiem gdzie są drzwi
Obudzę rano się rozejrzę wkoło się
I jeśli będziesz to pokocham Cię
 
Ref.
Czasami myślę, że coś jest nie tak..."

 
W koncercie wystąpili:
  • NorFolk,
  • Stara Kuźnia,
  • Bounding Main,
  • Mietek Folk,
  • EKT Gdynia,
  • Mechanicy Szanty,
  • Mordewind

      Po krótkim wstępie w wykonaniu "Pachoła" pierwszym wykonawcą, który pojawił się na scenie był krakowski zespół NorFolk. Zespół istnieje od ok. 6 lat, debiutował na Shanties w ub. roku, a już w tym roku na festiwalu ukazała się ich pierwsza płyta "Bunt". W ramach promocji płyty zespół rozdawał ze sceny swoje koszulki co naturalnie spotkało się z aplauzem widowni. NorFolk zagrał 5 utworów z tej właśnie płyty, między innymi świetnie zaaranżowany "Kapitan Nash", spokojną balladę "Samotność" zadedykowaną autorowi tekstów - Szymonowi Wysokińskiemu czy energiczną i skoczną opowieść "Korsarze" doskonale pasującą treścią do tytułu tego koncertu i całego festiwalu. Jedyne co mógłbym zarzucić zespołowi NorFolk, to że mając nagrane na płycie 10 utworów powtórzyli wszystkie 4 utwory z ubiegłorocznego recitalu dodając jeden nowy. Przy okazji podczas ich występu dotarła informacja, że Justyna Kowalczyk zdobyła złoty medal na igrzyskach Olimpijskich w Vancouver co natychmiast zostało przekazane ze sceny przez Bartka.
Zespół Stara Kuźnia przypomniał kilka piosenek ze swojej płyty sprzed 11 lat i dwa utwory premierowe - "Historia pewnego ... (rejsu?)" do popularnej melodii "Johny, I hardly knew 'Ya" oraz piosenkę "Żegluga". Jako kolejny pojawił się na scenie zespół zapowiedziany przez Maćka Bajura "Kudłatego" słowami: "Seniory i seniorasy! Za chwilę zespół z zagranicy!" :-) a był to Kolejny występ Bounding Main. Mimo, że nie za bardzo pasujący do atmosfery tego rockowego koncertu, został przyjęty bardzo ciepło, a po kilku niezbyt porywających kawałkach, udało się im wciągnąć publiczność do wspólnego odśpiewania "North-West Passage" i "Marchin' inland" Toma Lewis'a.
Mietek Folk, gdy już uporał się z akustykami i podłączaniem, zaprezentował jedną piosenkę premierową pt. "Horyzont" oraz kilka piosenek, które zdaniem zespołu rzadziej były wykonywane na Shanties np. "Jest taki czas", "Brander", "Złoto dla zuchwałych" i "Tysiące mil". Występ kolejnego zespołu poprzedziła dość długa wymiana "uprzejmości" między członkami zespołów Mietek Folk i EKT. EKT, oprócz znanych już piosenek takich jak "Ja stawiam", "Nie sprzedawajcie swych marzeń" czy "Stary Bryg", wykonał ponownie premierową "Koszerkę". Mechanicy Szanty zagrali swoje stare dobre przeboje m.in. "Bitwę", "Drunken Sailor", "Na dno", "Irlandzkiego wędrowca" czy "Dzikiego włóczęgę". Na koniec wystąpił zespół Mordewind, który swoim wyjątkowo ostrym graniem z jednej strony przyciągnął rzeszę fanów, ale z drugiej spowodował powolne opuszczanie sali przez zmęczonych i mniej odpornych na taki poziom decybeli widzów, zwłaszcza, że tematyka niektórych piosenek zespołu często miała tylko bardzo luźne związki z morzem czy żeglarstwem lub nawet wcale ich nie miała.

 

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/hvGpXhgD8oQ3Fnv37

________________
komentarz | mail


28.02.2010 r. - Niedziela

      Godzina 12:oo (Rotunda)
Koncert Szanty Klasycznej, czyli ostatnia próba generalna przed XXX Jubileuszowym Festiwalem Shanties - "Chwyć za handszpak"

      W tym roku organizatorzy festiwalu postanowili zrobić eksperyment przenosząc koncert szanty klasycznej na niedzielę w południe. Czy był to udany eksperyment trudno powiedzieć, ale fakt, że był to jedyny koncert, na który nie sprzedano kompletu biletów może prowadzić do różnych wniosków. Moim zdaniem był to dobry pomysł ponieważ odniosłem wrażenie, że na ten koncert przyszło więcej takich widzów, którzy świadomie wybrali szantę klasyczną, a nie z przypadku znaleźli się na kolejnym wieczornym koncercie i domagali się "Marco Polo" albo "Kei". Prowadzenie koncertu powierzono Michałowi "Doktorowi" Gramatyce i Markowi "Wiklinie" Wiklińskiemu - wykonawcom na co dzień związanym z zespołami Prawdziwe Perły i Sąsiedzi. Muszę przyznać, że bardzo odpowiadał mi sposób prowadzenia tego koncertu przez obu panów - na poziomie i z humorem - mimo, że niespodziewanie, bez przygotowania i w dodatku od tyłu zostałem znienacka zaatakowany wywołaniem do odpowiedzi przez "podstępnego", wszechobecnego "Doktora". ;-) No cóż, musiałem czymś sobie zasłużyć na to - pewnie jakaś niepochlebna notka mi się wyrwała o Perłach i teraz mam za swoje. ;-)

 
W koncercie wystąpili:
  • Indygo,
  • Majtki Bosmana,
  • Brasy,
  • North Wind,
  • Qftry i Tom Lewis,
  • Prawdziwe Perły,
  • Sąsiedzi,
  • Banana Boat,
  • Capstan Full Strength,
  • ALL HANDS

      Na początku koncertu zaprezentowały się dwa ostatnie zespoły debiutujące na tegorocznych Shanties - Indygo i Majtki Bosmana. Dziewczęce wykonania szant nigdy mnie specjalnie nie przekonywały (no, może z wyjątkiem zespołu Kant) więc być może z powodu tego uprzedzenia, a być może z innego powodu nie przekonały mnie również dziewczyny z Indygo. Ich głosy brzmią ładnie i harmonijnie choć nie zawsze równo i czysto, prezentują się jeszcze ładniej, aranżacje mają ciekawe, na pochwałę zasługuje sposób prezentacji poszczególnych utworów, którego mogliby się uczyć od dziewczyn z Indygo nawet niektórzy starzy bywalcy sceny szantowej. I to właściwie tyle - większe wrażenie mi po ich występie nie pozostało. Inaczej rzecz się miała z zespołem Majtki Bosmana, ale niestety nie na scenie. Tak się złożyło, że przed koncertem usłyszałem ich jak próbowali w małym korytarzyku na piętrze Rotundy. Przyciągnęły mnie tam pełne harmonii męskie głosy próbujące akurat "Kurs na wstający dzień" i byłem naprawdę pod wrażeniem. Niby unplugged, niby w ciasnym wąskim korytarzu, a słychać było każdy głos, każdy dźwięk i zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Ale na scenie albo zjadła ich trema albo akustycy trochę "pomogli" zespołowi, w każdym razie nie brzmieli już tak czysto i przyjemnie - szkoda. :-( Po tegorocznych debiutantach na scenie wystąpił ubiegłoroczny debiutant i laureat nagrody za najlepszy debiut - zespół "Brasy", który zaprezentował m.in. dwie szanty fałowe - "Hey, haul away" i "Hilo Johny Brown", ciekawą ujazzowioną aranżację szanty z 1891 roku - "The Drunken Sailor" i w wyjątkowo wysokich rejestrach opracowaną "Shalow Brown".
North Wind to po Brasach kolejny doskonale brzmiący kwintet wokalny. W ich wykonaniu szczególne wrażenie robi osławiony "Hog-Eye Man", ale właściwie każdy utwór z ich recitalu zasługiwałby na uwagę, bo jak nie wspomnieć o chwytającej za serce "Shiny-O", przepełnionej echem ciężkiej pracy "Aloue Lafalaloue" czy wreszcie zaśpiewanej wspólnie z Markiem Szurawskim szancie "Cheely Man". Kolejnym męskim szantowym kwintetem wokalnym był zespół Qftry, który zaprosił do wspólnego występu legendarnego szantymana i twórcę tekstów - Toma Lewis'a z Kanady. Wspólny występ zaczęli od najpopularniejszej chyba piosenki Toma - "Marchin' inland" tym razem w wersji angielsko-polskiej, ale z nowym, wydaje się, że wierniejszym tłumaczeniem refrenu. Zaśpiewali też "The Dogger Bank", "Last shanty", "Get up Jack, John sit down" i w oryginalnej wersji "Spanish Ladies". Muszę przyznać, że Tom Lewis - ten niewielki człowiek z wielkim głosem zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ale to nie koniec pięcioosobowych męskich popisów wokalnych, bo zaraz po Qftrach z Tomem Lewisem na scenie zagościły Prawdziwe Perły. Tym razem klasycznie czyli tak jak należy! ;-) Swój recital zaczęli od "Johna Kanaki", a później pojawiło się kilka takich szlagierów jak "24 lutego", "Cukier do ładowni" czy "Burza na nas wali". Prawdziwe Perły były ostatnim męskim kwintetem wokalnym w tym koncercie - byłyby jeszcze Banany, ale po ubiegłorocznym "cudownym rozmnożeniu" stały się sekstetem. Tymczasem na scenie pojawił się kolejny wykonawca - zespół Sąsiedzi. Ze wszystkich zaprezentowanych przez nich utworów najbardziej podobała mi się nowa szanta stworzona współcześnie "Japoński frachtowiec", a szczególnie użycie w tym utworze drumli dla podkreślenia rytmu. Wspominam o tym ponieważ ten maleńki instrument był kiedyś jednym z popularniejszych instrumentów zarówno wśród marynarzy na dawnych statkach jak i wśród współczesnych odtwórców szant i pieśni morskich, a obecnie został jakoś zapomniany. Bywało jeszcze, że w 4 Refach Zbyszek Zakrzewski na niej grywał, ale też już dawno jej u niego nie widziałem. Banana Boat zaskoczyli mnie ciekawą przeróbką "The Banana Boat Song", w której niczym w filmie Blues Brothers, Maciek bawił się z publicznością w powtarzanie wokaliz "Day-Oh" na różne sposoby. Fajnie to wyszło. :-) Nie zabrakło też neoszanty - "Zęza", która ponoć sprawdza się przy pompowaniu zęzy, a na pewno świetnie się sprawdza przy ćwiczeniach gimnastycznych ;-) naśladujących pompowanie z dziećmi na scenie. Na sam koniec organizatorzy zostawili niejako na deser zespół śpiewający klasyczne szanty w najbardziej naturalnym stylu łączącym prostotę i doskonałe wyczucie klimatu pieśni pracy z minimum harmonii i melodyjności czyniącymi te pieśni bardziej "strawnymi" dla ucha przeciętnego słuchacza. Zespół Capstan Full Strength z Ipswitch w Anglii wystąpił na Shanties po raz czwarty tym razem po 7 latach nieobecności. Mimo, że w okrojonym składzie, mimo, że starsi o kolejne 7 lat, wciąż brzmią fantastycznie i pokazują jak się śpiewa szanty tam gdzie one powstawały.
W przeciwieństwie do ubiegłego roku, tegoroczny koncert szanty klasycznej absolutnie mnie nie zawiódł. Każdy miłośnik szantowej klasyki dostał podczas tego koncertu solidną dawkę tego czego oczekiwał, w doskonałym wydaniu i pięknej oprawie. I zgadzam się tu z "Wikliną", który podczas występu Sąsiadów powiedział, że szanta - ta klasyczna pieśń pracy - żyje. Oczywiście żyje własnym życiem, jako rodzaj sztuki pielęgnowanej nadal lub tworzonej współcześnie pod wpływem inspiracji tą autentyczną, oryginalną pieśnią pracy. Dopóki słuchając czy śpiewając szanty czujemy w nich klimat ciężkiej pracy na żaglowcu albo w dokach, dopóki myślimy o nich jak o pieśniach pracy i przez taki pryzmat postrzegamy zawarte w nich treści, rytmy i melodie, dopóki pamiętamy jak je należy śpiewać żeby nie zatracić resztek autentyczności, to możemy mówić o szantach klasycznych - ciągle żywych. Ten koncert - mający podtytuł "ostatnia próba generalna przed XXX Jubileuszowym Festiwalem Shanties" przeszedł tę próbę znakomicie, za co należą się szczególne podziękowania organizatorom i reżyserom.

 

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/ixeyoqFLDJeovEgd8

________________
komentarz | mail

 

      Godzina 17:3o (Rotunda)
Koncert Finałowy oraz "Szantymani Sikorowi"

      Koncert finałowy to jak zwykle podsumowanie festiwalu, możliwość obejrzenia i posłuchania raz jeszcze niektórych wykonawców, obowiązkowy "Blok Nagród", w którym ogłaszany jest werdykt Jury festiwalowego, jak również wręczane są nagrody i to nie tylko za występy na festiwalu, ale również za działalność okołofestiwalową i osiągnięcia żeglarskie w minionym sezonie. Tegoroczny koncert poświęcony był pamięci "Sikora" - Janusza Sikorskiego, wybitnego szantymena, tłumacza, autora i redaktora, który odszedł na wieczną wachtę dokładnie 15 lat temu. Podczas koncertu polscy wykonawcy śpiewali utwory Sikora albo swoje utwory dedykowali Sikorowi, a prowadzący ten koncert Marek Szurawski opowiadał historie zapamiętane z czasów wspólnych występów z Sikorem w Starych Dzwonach i wspólnego prowadzenia audycji "Kliper Siedmiu Mórz" w Rozgłośni Harcerskiej. W czasie koncertu wystąpił również zespół złożony z uczestników warsztatów skrzypcowych Simona Spaldinga pod przewodnictwem samego mistrza, który wykonał wiązankę tradycyjnych melodii. Również tylko w tym koncercie wystąpił wybitny artysta francuski, pieśniarz i kompozytor - Simeon Lenoir z projektem World Trans System. W jego twórczości przeplatają się brzmienia celtyckie północnej Francji z tradycyjną muzyką Afryki, elementami mantry i rytmów transowych. Występ Simeona na Shanties można traktować w kategoriach ciekawostki muzycznej, choć z tego co udało mi się zrozumieć śpiewał m.in. o Saint Malo, a jak wiadomo jest to miasto portowe. ;-)

 
W koncercie wystąpili:
  • Bounding Main,
  • Capstan Full Strength,
  • Simeon Lenoir and World Trans System,
  • Mietek Folk,
  • Cztery Refy,
  • Simon Spalding + uczestnicy warsztatów skrzypcowych,
  • Ryczące Dwudziestki,
  • Flash Creep,
  • Waldek Mieczkowski,
  • Stare Dzwony,
  • Mirosław Kowalewski,
  • ALL HANDS
 

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/J99QibBQLdAK4DSDA

________________
komentarz | mail


1.03.2010 r. - Poniedziałek

      Godzina 19:3o (Tawerna "Stary Port")
Koncert "Pożegnanie gości zagranicznych" - zespół Bounding Main (USA)

      Poniedziałkowy koncert w Starym Porcie na długo pozostanie w pamięci większości tych, którzy mieli możliwość uczestniczenia w tym wydarzeniu. I raczej się nie pomylę gdy powiem, że będą go długo pamiętać zarówno widzowie jak i wykonawcy. Zespół Bouding Main, bo to oni wystąpili w pożegnalnym koncercie gości zagranicznych, zaskoczył wszystkich już od momentu swojego przybycia. Sześcioro członków zespołu w pełnym przebraniu, w narzuconych na ramiona aksamitnych pelerynach, weszło na scenę Starego Portu prosto z ulicy, zrobili próbę w ciągu dwóch minut i zaczęli swój wspaniały występ z pogranicza teatru, happeningu i koncertu szantowego. Okazało się, że ciasna bądź co bądź scena tawerny, zupełnie nie przeszkadzała w pokazaniu pełnego humoru i uroku spektaklu, dostarczając przy tym niezapomnianych wrażeń. Amerykanie z Chicago zaśpiewali a cappella prawie 30 szant i pieśni morskich, w tym 3 bisy, których usilnie domagała się licznie zgromadzona publiczność. Podczas swojego występu nawiązali niesamowity kontakt z widownią, wielokrotnie wychodzili przed scenę włączając widzów do wspólnej zabawy - zwłaszcza męską część widzów. ;-) Przy tym widać było, że sami bawią się świetnie i że ten występ sprawia im wiele przyjemności - na tyle dużo, że sami zaproponowali zabawę w powtarzanie słów zwrotek szanty "The Drunken Sailor", z tym że zwrotki były śpiewane przez ochotników spośród wykonawców i z widowni, a więc również po polsku. Dla amerykanów było to ogromne wyzwanie, któremu jednak starali się sprostać z całych sił - nawet w zwrotce "wszorujemy go w likszparę". ;-) Jak powiedział Jonathan - często tak bawią się z publicznością, ale nigdy jeszcze nie robili tego w dwóch różnych językach! A po zakończeniu koncertu zaczęło się wspólne śpiewanie unplugged - wystarczyło, że ktoś z widowni zapodał "Kroplę krwi Nelsona..." aby członkowie zespołu włączyli się do refrenów, a później na przemian sypały się polskie i angielskie zwrotki i refreny najpopularniejszych szantowych przebojów. Były polskie wersje "North-West Passage", "Mingulay", "Maringo", "Lowladns Low" i wiele innych, aby wreszcie na koniec odśpiewać wspólnie "Pożegnanie Liverpool'u" i "Going home song".
      Przyznam się szczerze, że byłem pełen obaw o ten koncert. Po pierwsze dlatego, że sposób interpretacji szant w wykonaniu Bounding Main nie wszystkim może odpowiadać - styl doskonale dopracowanych na głosy pieśni uprawiają już w Polsce Ryczące Dwudziestki, Tonam & Synowie, Banana Boat czy ostatnio Brasy, ale to są męskie chóry, a w Bounding Main mimo równowagi liczebnej, wyraźnie słychać przewagę głosów żeńskich. Wielu osobom to się nie podoba. Po drugie szósty dzień po pięciodniowym szantowym maratonie mógł zniechęcić wielu przed uczestnictwem w jeszcze jednym koncercie. I wreszcie po trzecie poniedziałek to w Starym Porcie dzień jak co dzień - w takim dniu przychodzi do tawerny więcej przypadkowych gości niż miłośników talentu grupki "shantysingers" zza oceanu. Bałem się, że taka przypadkowa publiczność może wpłynąć niekorzystnie zarówno na odbiór jak i na całą atmosferę koncertu. Na szczęście całkowicie myliłem się w swoich obawach i zarówno zespół został gorąco przyjęty w Starym Porcie jak i wspaniała atmosfera koncertu udzieliła się członkom Bounding Main.
 
Ahoy Bounding Main!!!
 

Linki: | Bounding Main |

 

Więcej zdjęć z tego koncertu znajduje się pod adresem:
https://goo.gl/photos/F6j2LqTsxjtZS41Y6

________________
komentarz | mail


      Podsumowanie | ogólne | debiuty i nagrody | goście zagraniczni | inne |

 

       Można powiedzieć, że tak jak podtytuł Koncertu Szanty Klasycznej - "ostatnia próba generalna przed XXX Jubileuszowym Festiwalem Shanties", tak cały tegoroczny festiwal można by postrzegać przez pryzmat takiej właśnie "próby generalnej". A jak ona wypadła? Moim zdaniem bardzo różnie. Organizacyjnie bardzo dobrze - koncerty rozpoczynały się punktualnie mimo, że czasami z przyczyn technicznych między koncertami publiczność była trzymana przed salą do ostatniej chwili. Większe obsuwy zdarzały się raczej tylko na koncertach nocnych. Rewelacyjnie wypadły koncerty w Tawernie w środę i w poniedziałek - o ile poniedziałkowe pożegnanie gości zagranicznych stało się już festiwalową tradycją, o tyle koncerty środowe należą do rzadkości, a tegoroczny był wydarzeniem na miarę Grand Prix (a o tym będzie jeszcze słówko przy okazji nagród). Doskonale sprawdza się pomysł z dwoma koncertami dla dzieci - w piątek i w sobotę. Koncerty te od wielu lat cieszą się tak ogromną popularnością, że w niewielkiej sali Rotundy jeden koncert dla dzieci zdecydowanie nie wystarczał, czego bolesne skutki sprzed roku pamiętamy do dziś. Na obu tegorocznych koncertach dziecięcych sala była wypełniona po brzegi.
Sobotni nocny Koncert Współczesnej Piosenki Żeglarskiej w Rotundzie jest co roku polem eksperymentów dla problemu "jak zadowolić wszystkich widzów". Wiadomo, że wszystkich zadowolić się nie da, ale żeby chociaż jakąś większość. ;-) Tegoroczny pomysł z niewielką ilością miejsca z boku sali dla widzów chcących poskakać okazał się dość ciekawy - nie wszystkim się podobał, ale nie słyszałem też tylu narzekań, że połowa widzów nie ma gdzie siedzieć, albo że skaczący przed sceną zasłaniają widok siedzącym. Moim zdaniem ten eksperyment wypadł bardzo dobrze jako kompromis pomiędzy wielkością sali a zadowoleniem widzów. Ogromna hala Wisły dawała naturalny podział - przestrzeń przed sceną do tańca, trybuny do siedzenia, a w holu tradycyjnie piwo, konsumpcja i spotkania towarzyskie - ogrom miejsca dla każdej aktywności. Rotunda nie pozwala na taką organizację więc dotychczas każdy układ był krytykowany ze względu na niedobór miejsc siedzących. Jeśli chodzi ogólnie o organizację sali podczas wszystkich koncertów to jedynym czego mi czasami brakowało był brak ochrony w pobliżu sceny, która zapewniałaby drożność przejść środkiem i pod sceną, choć i tak w tym roku było znacznie lepiej niż w latach ubiegłych.
Technicznie ta "próba generalna" wypadła różnie - katastrofalnie jeśli chodzi o pracę akustyków, umiarkowanie jeśli chodzi o oświetleniowców, bardzo dobrze jeśli chodzi o scenografię. Fuszerki akustyków komentowali wszyscy - widzowie, wykonawcy, dziennikarze, organizatorzy. Co najgorsze ten problem powtarza się co roku i co roku nic się nie da z tym zrobić - Rotunda rządzi się swoimi prawami i podobno akustyków nie można zmienić. Przy czym tegoroczny problem sprowadzał się generalnie do jednego pana, który był odpowiedzialny za obsługę sceny. Wykonawcy nie słyszeli się w odsłuchach, kable nie działały albo były wtykane nie do tych kanałów, do których powinny - najmniej problemów mieli tylko ci, którzy na scenę przychodzili z własnym kompletem kabli, mikrofonów, przetworników i całego osprzętu, ale ich też udawało się wyciąć w odsłuchach. Przez połowę koncertu nie było słychać banjo Old Metropolitan Band mimo, że banjo grało do mikrofonu instrumentalnego. Jedyny koncert, w którym było trochę lepiej to sobotni koncert nocny, kiedy akustykowi na scenie pomagał skrzypek zespołu Mordewind. Pokazało to, że dwóch sprawnych i zorientowanych akustyków na scenie mogłoby znakomicie poprawić sytuację, tymczasem w tym roku podczas niektórych występów na scenie nie było nawet jednego (Czy jest tu jakiś akustyk? - pytali bezradni wykonawcy czekając aż ktoś im coś podłączy albo udostępni mikrofon). Bardzo dobrze były natomiast ulokowane głośniki - podwieszone pod sufitem nie atakowały dźwiękiem prosto w uszy słuchaczy siedzących bliżej po obu stronach sceny, a niskotonowe pudła na ziemi były bardziej odczuwalne dla kolan niż dla uszu. ;-) Oświetleniowcy, mimo, że znowu ustawili projektory w stronę widowni, to chyba jakoś pod innym kątem, bo mam wrażenie, że mniej w tym roku oślepiały widzów, dzięki czemu więcej można było zobaczyć na scenie. Niestety oświetlenie sceny było bardzo nierównomierne - mocno niedoświeltone boki i przód dawały się mocno we znaki fotografom, jak również ruchome projektory dające silne światło często niespodziewanie prosto w obiektyw. Scenografia za to bardzo wyrazista, doskonale oddawała temat festiwalu - dwa okręty gotujące się do abordażu, idące burta w burtę, sczepione linami z hakami czy kotwiczkami abordażowymi, potargane żagle świadczące o stoczonym boju, a w tle krajobraz po bitwie - płonące szczątki reszty eskadry... Jedynym mankamentem tej dekoracji było ograniczenie widoczności sceny ze skrajnych siedzeń pierwszych kilku rzędów, na co szczególnie narzekano podczas koncertów dziecięcych.

       Spora ilość debiutantów (4 podmioty wykonawcze) na Shanties 2010, ku zaskoczeniu wszystkich nie zaowocowała przyznaniem nagrody za najlepszy debiut przez niezawisłe Jury festiwalu. Uzasadnienie Jury, że "powinien być pewien poziom odcięcia, który należy przekroczyć, żeby debiut można było uznać za warty nagrodzenia" w kontekście stwierdzenia jednego z członków Jury, że "debiutanci zaczęli nam się pojawiać dopiero od piątku" może sugerować, że Jury nie było w pełni świadome kto w tym roku debiutował. Osobiście miałem swojego faworyta (wystąpił w czwartek!) i w mojej ocenie dobitnie pokazał, że solowe wykonywanie ballad żeglarskich w narodzie nie zamiera, może być ciekawe, poruszające, czasem wręcz porywające i że niedługo tacy wybitni soliści jak "GooRoo", Piotrek Zadrożny czy Włodek "Trzeci" Dębski mogą mieć młodszego "konkurenta". Niezależnie od tego, czy każdy debiutant został poddany ocenie Jury, w mojej opinii stanowisko Jury nie uzasadnia nieprzyznania akurat tej nagrody. Debiutant nie musi od razu zdobywać nagrody za najlepszy tekst, za najlepszą współczesną piosenkę żeglarską, za wysoki poziom wykonania..., ale wśród debiutantów ktoś jest lepszy, ktoś gorszy, a nagrodzenie debiutanta jest dla niego ogromnie ważne, nie wspominając o tym, że bardzo motywujące. Dlatego w tym względzie uważam werdykt Jury za krzywdzący.
A skoro o nagrodach mowa to wspomnę jeszcze o nieprzyznaniu w tym roku Grand Prix. Nie jest to pierwszy taki przypadek na Shanties, choć rzeczywiście nieczęsto się to zdarzało w trzydziestoletniej historii festiwalu. Niemniej jednak tutaj mogę się zgodzić z Jury oczywiście przy założeniu, że ocenie podlegają wyłącznie wydarzenia mające miejsce na scenie Rotundy. Gdyby można było brać pod uwagę koncerty zorganizowane jako imprezy towarzyszące, to dla mnie bez wątpienia największym wydarzeniem artystycznym tegorocznych Shanties był wspólny koncert Jurka Porębskiego z Old Metropolitan Band w Starym Porcie. Choć teraz przyszło mi do głowy, że miałbym jeszcze jednego mocnego kandydata - jest nim zespół Zejman i Garkumpel i tegoroczny sobotni koncert dziecięcy - wyjątkowo barwne widowisko z nowymi pięknymi strojami, rekwizytami, piosenkami i scenariuszem o nowych, ambitnych walorach edukacyjnych, zachwyciło mnie ogromnie. Szkoda, że najprawdopodobniej żaden członek Jury tego nie widział i nie docenił. :-(
Co do pozostałych nagród, to tak jak Jury jednogłośnie i bez większych dyskusji postanowiło je przyznać, tak ja również nie miałem co do nich wątpliwości - w mojej opinii są w pełni zasłużone. W werdykcie tegorocznego Jury zabrakło mi jeszcze komentarza, którym często opatrywane były dotychczasowe werdykty, zwracając uwagę na istotne aspekty tego co na festiwalu się działo lub czego jury odczuwało niedosyt.

       Ilość gości zagranicznych na tegorocznym festiwalu była imponująca - Bounding Main (USA), Simon Spalding (USA), Tom Lewis (Kanada), Patrick Lee (USA), Capstan Full Strength (Anglia), Simeon Lenoir and World Trans System (formacja międzynarodowa). Układ koncertów spowodował, że wykonawców szant klasycznych w oryginale (Tom Lewis, Capstan Full Strength) mogliśmy podziwiać tylko w niedzielę, co dawało pewien niedosyt takim "tradycjonalistom" jak ja. ;-) Dużym (pozytywnym!) zaskoczeniem dla mnie okazał się zespół Bounding Main będący gwiazdą Shanties 2010. Wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać ponieważ już przed festiwalem znalazłem sporo informacji na ich temat w internecie. Miałem więc wrażenie, że będziemy mieli do czynienia z doskonale przygotowanym spektaklem, ułożonym, wyreżyserowanym co do jednego uśmiechu i gestu - trochę jak amerykański show z elementami klasycznych bajek Disney'a. I tak też to chyba początkowo wyglądało, dopóki członkowie Bounding Main nie poczuli atmosfery Shanties. Oczywiście pewne elementy aktorstwa są niezbędne i nadają ich występom wiele kolorytu, ale wyraźnie było widać w kolejnych występach jak spontanicznie się zachowują i reagują dzięki czemu nawiązali doskonały kontakt z widzami. I wreszcie nastąpił poniedziałkowy koncert w Starym Porcie, podczas którego powstała tak serdeczna więź między zespołem i publicznością, że po koncercie Bounding Main zostali z nami by jeszcze wspólnie pośpiewać unplugged szantowe standardy.

       Festiwal obfitował również w ciekawe imprezy towarzyszące - warsztaty, wystawy, kiermasz żeglarski. Po raz drugi odbyły się Warsztaty Skrzypcowe Simona Spaldinga, podczas których ich uczestnicy mogli poznać m.in. tajniki grania w specyficznym stylu szetlandzkim, stworzonym i kultywowanym do dzisiaj na Wyspach Szetlandzkich, a nie mającym nic wspólnego z popularnymi folkowymi stylami takimi jak irlandzki czy szkocki. W dolnej sali Rotundy można było obejrzeć kilka wystaw fotograficznych, malarstwa marynistycznego i rysunku, a także zapoznać się z ofertą sprzętu muzycznego, żeglarskiego czy czarterów na kiermaszu żeglarskim.


A poniżej krótki materiał krak.tv.
 

________________
komentarz | mail


      Statystyka

     

  • 6 dni koncertów
  • około 10 tysięcy widzów
  • 15 koncertów (9 w sali koncertowej + 6 w Tawernie)
  • około 32 godziny muzyki na koncertach w sali Rotundy (ok. 60 godz. łącznie z koncertami w tawernie)
  • 43 podmioty wykonawcze
  • w tym 6 z zagranicy


      Nagrody

     

 
 

Protokół z posiedzenia Jury
XXIX Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Żeglarskiej Shanties w Krakowie
w dniu 28.02.2010 r.

Jury w składzie:

Mariusz Bartosik,
Włodzimierz Dębski,
Marek Remiszewski
i Renata Aleksanderek – przewodnicząca

 
postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia
 
  - Za najlepszą współczesną piosenkę żeglarską nagrodę Prezydenta Miasta Krakowa przyznano zespołowi Formacja za piosenkę "Na sztrandzie Helu".
  - Jury jednogłośnie postanowiło nie przyznawać Nagrody Marszałka Województwa Małopolskiego za debiut.
  - Za autentyzm i wysoki poziom wykonania zaprezentowany przez zespół Brasy Jury postanawia przyznać Nagrodę Prezesa Polskiego Związku Żeglarskiego.
  - Nagrodę Redakcji Miesięcznika Żagle im. Tomka Opoki za najlepszy tekst piosenki premierowej Jury przyznało Sławomirowi Klupsiowi za tekst piosenki "Nie smuć się moja miła".
  - Nagrodę Organizatorów Festiwalu Shanties 2010 im. Stana Hugilla za wierność szancie klasycznej otrzymuje zespół "North Wind".
  - Nagrodą im. Jerzego Fijki "Galion 2010" dla najsympatyczniejszej wykonawczyni, Jury postanowiło nagrodzić "Dominikę Żukowską".
  - Nagrodę Krakowskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego za największą przebytą liczbę mil morskich otrzymuje Tom Lewis.
  - Jury postanowiło nie przyznawać Grand Prix festiwalu Shanties 2010.

Na tym protokół zakończono i podpisano.


Ponadto na zakończenie festiwalu Shanties 2010 przyznano następujące nagrody:
  - Nagroda publiczności Shanties 2010 dla zespołu "Mordewind".
  - Nagrodę przyznaną przez p. Jakuba Sepielaka, Komandora MKM Szkwał za osobowość na polskiej scenie szantowej otrzymuje zespół Mietek Folk.
  - Nagrodę Biura do Spraw Morskich Urzędu Miasta Szczecin "dla osób, które pomagają przy organizacji festiwalu Shanties" otrzymał Krzysztof Szkarłat - rejs z udziałem w jednym z etapów regat "The Tall Ship Races 2010".
  - Nagrodę "Krakowski Rejs Roku"

 


Poprzednia strona - "Shanties 2009"
Następna strona - "Shanties 2011" - Jubileuszowe
Historia Krakowskich Festiwali "Shanties"
Główna strona festiwalu "Shanties"

Stronę przygotował Maciek Ślusarczyk © 2010

Komentarze i uwagi via e-mail.
 
© 1995-2024 Maciek Ślusarczyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.118 | powered by jPORTAL 2 & UserPatch | provided by webserwer.pl